Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies sextus
Nasz dzień wyjazdu rozpoczął się nieco wcześniej niż poprzednie. Po wstaniu z łóżka przyszedł czas na ostatni "prysznic w Rzymie" i ostatnie rzeczy zostały spakowane. Z pełnymi torbami i walizkami opuściliśmy nasz dom ostatnich dni i udaliśmy się do pobliskiego supermarketu, aby zaopatrzyć się w śniadanie i prowiant na podróż. Każdy z nas ...
więcej
Dies sextus
Nasz dzień wyjazdu rozpoczął się nieco wcześniej niż poprzednie. Po wstaniu z łóżka przyszedł czas na ostatni "prysznic w Rzymie" i ostatnie rzeczy zostały spakowane. Z pełnymi torbami i walizkami opuściliśmy nasz dom ostatnich dni i udaliśmy się do pobliskiego supermarketu, aby zaopatrzyć się w śniadanie i prowiant na podróż. Każdy z nas cieszył się, że dziś obejdzie się bez śniadania w miejscu zakwaterowania. Punktualnie o 9:30 stanęliśmy na przystanku z naszymi bagażami i prowiantem i jak zwykle czekaliśmy na nasz autobus. Jak co rano, po raz ostatni pojechaliśmy autobusem linii 247 w kierunku miasta. Po kilku przystankach wysiedliśmy po raz ostatni z przepełnionego autobusu i pojechaliśmy metrem do Termini, czyli dworca głównego.
Na dworcu nadszedł czas, aby pożegnać się nie tylko z Rzymem, ale także z Jonasem, który miał kontynuować swoją podróż do Południowego Tyrolu i tym samym mógł cieszyć się Włochami nieco dłużej niż my. Na lotnisko pojechaliśmy ekspresem Leonardo da Vinci. Po zwykłych czynnościach na lotnisku, czekaliśmy przy bramce na boarding. Ponownie nasz odlot był opóźniony, tym razem na szczęście tylko o 15 minut. Jednak ten czas spedziliśmy dobrze. Podczas gdy Fin skandował w heksametrach godziny odlotów i przylotów, inni delektowali się ostatnim kawałkiem włoskiej pizzy. Resztę czasu oczekiwania zapełnił wykład Finna na temat Ostia antica, czyli rzymskiego portu.
Zauważyliśmy też rzucającego się w oczy nietypowo ubranego i wytatuowanego mężczyznę, który robił sobie zdjęcia z innymi podróżnymi. Ponieważ siedział tuż obok nas, na jego profilu na Instagramie mogliśmy zobaczyć, że musi być znaną włoską osobistością. Niestety, mimo wielu poszukiwań, nie udało nam się dowiedzieć, kim był. Śledztwo w tej sprawie trwa.
Ze wspomnianym 15-minutowym opóźnieniem samolot wystartował i przez małe okienka samolotu widzieliśmy, jak coraz bardziej kurczący się Rzym powoli znika za nami, a morze lśni w tym piękniejszych odcieniach błękitu. Z mieszanymi uczuciami, smutkiem, że nasza wspaniała rzymska podróż powoli dobiega końca, ale z pewnością także z radością z powrotu jechalismy do domu. Z ciepłego, słonecznego Rzymu do zimnej i szarej Pragi.
Przyjechwaszy na lotnisko, bez czekania odebraliśmy nasze bagaże. Już po krótkim czasie pod terminal podjechał nasz autobus. Wszyscy rzucili się w jego kierunku. Wypuściliśmy ludzi i zaraz po nich wsiadł Bennet. Niespodziewanie jednak autobus zamknął drzwi zaraz za Bennetem.... i odjechał. Bennet został sam w pustym autobusie. Patrzyliśmy tylko, jak znika za następnym zakrętem. Bennet wysiadł ponownie na pobliskim przystanku, my wsiedliśmy do następnego autobusu. Mieliśmy tylko nadzieję, że po drodze zgarniemy Benneta, więc pojechaliśmy i za wspomnianym zakrętem była długa droga. Z daleka widzieliśmy, jak Bennet ze swoją wielką walizką szybko pokonuje drogę przed autobusem. Daliśmy kierowcy jasno do zrozumienia, że musi się bezwzględnie zatrzymać, aby Bennet mógł wsiąść. Ten zjechał na prawo i byliśmy znowu w komplecie po tej małej przygodzie. Z autobusu przesiedliśmy się na metro, które dowiozło nas na kolejny dworzec autobusowy.
Tam pierwotnie chcieliśmy wsiąść do FlixBusa do Libereča. W pierwszym FlixBusie było dla nas dokładnie 15 miejsc, ale bardzo, bardzo niemiły kierowca chciał nas zabrać tylko z wcześniej zarezerwowanymi biletami. Kiedy chcieliśmy zamówić bilety online, po prostu odjechał bez nas. Następnie chcieliśmy zarezerwować bilety na następny Flixbus. Przy próbie zakupu zostały wprawdzie pobrane pieniądze, ale nie otrzymaliśmy ani potwierdzenia rezerwacji, ani biletów, więc i tym razem nie mogliśmy jechać. Następnie spróbowaliśmy skorzystać z usług innego przewoźnika, który również nie miał dla nas wystarczającej ilości miejsc. W międzyczasie przestudiowaliśmy wszystkie możliwości wydostania się z miasta i poza autobusem nie znaleźliśmy niczego. Kiedy po łącznie ponad dwóch godzinach czekania spróbowaliśmy dostać się do trzeciego Flixbusa, początkowo otrzymaliśmy odmowę. Nastąpił krótki moment szoku, bo ten autobus był naszą ostatnią szansą na wyjazd z Pragi. Ale potem przyszła zbawienna wiadomość: autobus najwyraźniej miał mimo wszystko wystarczająco dużo wolnych miejsc. Tym razem udało nam się spokojnie kupić bilety u kierowcy. Pojechaliśmy Flixbusem do Liberca. Tam podzieliliśmy grupę na samochody różnych rodziców, którzy zgodzili się nas odebrać.
Dziękujemy Wam drodzy rodzice :)
Tak więc do Görlitz dotarliśmy w końcu z dużym opóźnieniem, ale wciąż zdrowi i weseli, wszyscy w dobrym nastroju i przy podnoszącej na duchu muzyce. I tak oto zakończyliśmy naszą naprawdę wspaniałą podróż do Rzymu, podczas której mogliśmy przeżyć legendarne doświadczenia i cudowne chwile w legendarnej grupie.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies quintus
Zaczyna się ostatni pełny dzień, pogoda jest idealna i znów jesteśmy w komplecie. Pełni zapału wyruszyliśmy w kierunku Colloseum i Forum Romanum, aby podziwiać imponujące budowle starożytności.
Potem wypadło na Circus Maximus, gdzie Jonas wygłosił nam jedną z najsłynniejszych mów Cycerona. Niestety doszło do małej konfrontacji z pol...
więcej
Dies quintus
Zaczyna się ostatni pełny dzień, pogoda jest idealna i znów jesteśmy w komplecie. Pełni zapału wyruszyliśmy w kierunku Colloseum i Forum Romanum, aby podziwiać imponujące budowle starożytności.
Potem wypadło na Circus Maximus, gdzie Jonas wygłosił nam jedną z najsłynniejszych mów Cycerona. Niestety doszło do małej konfrontacji z policją, gdyż nie wolno było wchodzić na pomnik, na którym właśnie byliśmy... Chyba nie wiedzą, kim jesteśmy!
Kolejnym naszym celem był port Ostia Antica, gdzie mieliśmy wysłuchać kolejnego wykładu. Jednak zrezygnowaliśmy w penym momencie, ponieważ nie dalibysmy rady czasowo. Wróciliśmy więc do centrum miasta i najpierw coś zjedliśmy. Dzięki temu mogliśmy z nową energią poświęcić się pozostałym prezentacjom Justusa i Mai. Ponieważ niektórych z nas ponownie dopadł głod, udaliśmy się do pobliskiej restauracji. Kiedy jednak jedzenie trafiło na stół, byliśmy gorzko rozczarowani. Pizza była niejadalna, a zamówione steki tak śmierdziały, że niektórzy z nas o mały włos nie zwymiotowali. Logicznie rzecz biorąc, nie nie odważyliśmy się dalej jeść. Po tym szoku kupiliśmy lody, aby doświadczyć Rzymu nocą. Cóż to był za spektakl!!!
Droga powrotna do naszego miejsca zakwaterowania okazała się jednak trudniejsza niż się spodziewaliśmy, ponieważ metro w Rzymie nie kursuje w nocy, ale ostatecznie udało nam się dotrzeć autobusem.
I tak oto ostatni wieczór naszej przygody dobiegł końca.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies quartus
Poranek zaczął się od złych i dobrych wiadomości. Niestety musieliśmy zostawić jednego z nas na miejscu, ale przynajmniej Finn mógł sobie zrobić coś do jedzenia na kupionej przez Nilsa i Jonasa kuchence. W drodze do metra dowiedzieliśmy się, że "nie" pani Korman nie zawsze funkcjonuje, nawet u pana Köhringa, który szedł w schodził d...
więcej
Dies quartus
Poranek zaczął się od złych i dobrych wiadomości. Niestety musieliśmy zostawić jednego z nas na miejscu, ale przynajmniej Finn mógł sobie zrobić coś do jedzenia na kupionej przez Nilsa i Jonasa kuchence. W drodze do metra dowiedzieliśmy się, że "nie" pani Korman nie zawsze funkcjonuje, nawet u pana Köhringa, który szedł w schodził do metra w odwrotną stronę ruchomymi schodami w kierunku pociągu :-) Oczywiście potem wypadły mu wszystkie jego drobne... Karma.
Z Nilsem jako naszym przewodnikiem udaliśmy się do katakumb. Po drodze zauważyliśmy, że nie tylko kultura, ale i wychowanie dzieci jest tu inne. To zupełnie normalne, że małe dzieci rzucają nie tylko w siebie kamieniami, ale także z wysokości dwóch metróww samochody. Dotarłszy do katakumb, otrzymujemy złą wiadomość: wejście tylko z rezerwacją. Ale nawet to nie przeszkodziło mnichowi Nilsowi w jego wykładzie. Po zdjęciu szat przez mnicha mogliśmy sami zorganizować sobie czas wolny. Niektórzy udali się do Muzeum Narodowego, gdzie mogli podziwiać starożytne rzeźby i mozaiki. Ale zanim to nastąpiło, po raz pierwszy zjedliśmy naprawdę pyszny włoski posiłek. Inni odwiedzili Muzeum Sztuki Współczesnej, gdzie mogli zobaczyć imponujące dzieła sztuki, a jeszcze inni udali się do lokalnych żółto-czerwonych sklepów dla fanów piłki nożnej.
Po naszym dość kulturalnym dniu po raz pierwszy wróciliśmy do miejsca naszego zakwaterowania stosunkowo wcześnie, aby cieszyć się wieczorem i pozwolić, aby dzień dobiegł końca.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies tertius
Uznawszy, że śniadanie nie należy do naszych ulubionych przystanków dnia, wyruszyliśmy ponownie do wiecznego miasta. Wieczne tak, ale dzisiaj miało byc nawet święte, ponieważ odwiedziliśmy Watykan i mogliśmy między innymi usiąść u stóp Benneta oraz posłuchać legendy. Tłumy, które zapewne wyłącznie z jego powodu zapuściły się na P...
więcej
Dies tertius
Uznawszy, że śniadanie nie należy do naszych ulubionych przystanków dnia, wyruszyliśmy ponownie do wiecznego miasta. Wieczne tak, ale dzisiaj miało byc nawet święte, ponieważ odwiedziliśmy Watykan i mogliśmy między innymi usiąść u stóp Benneta oraz posłuchać legendy. Tłumy, które zapewne wyłącznie z jego powodu zapuściły się na Plac Świętego Piotra, nie przeszkodziły nam w zwiedzaniu. Niestety, było już za późno, by odwiedzić niemiecki cmentarz w Watykanie (czynny tylko do 12.30), a na kilometrowe kolejki do Muzeów Watykańskich nie mieliśmy ochoty. Nie oznacza to jednak, że nie czekały na nas inne atrakcje.
Oprócz Benneta Anna-Maria opowiedziała nam również ekscytujące fakty o "Aniołach i demonach" Dana Browna, pokazała nam na mapie tajną ścieżkę Iluminatów i wtajemniczyła nas w niektóre sekrety organizacji założonej rzekomo przez Galileusza. Kiedy my, najlepszy kurs łaciny w tym wszechświecie, poddaliśmy się niemal w skutek wiecznego czekania i cierpienia, aby zostać wpuszczonym do Panteonu, piękno starożytności nas przytłoczyło.
Oczywiście po tych wszystkich emocjach nadal byliśmy głodni. Żaden problem w kulinarnym centrum Europy. Później entuzjaści piłki nożnej poszli z panem Köhringiem oglądać mecz Chelsea przeciwko Liverpoolowi. Druga grupa pokonała podróż powrotną dopiero po dłuższym pobycie w ulewnym deszczu, sprincie do autobusu i pytaniu, czy makijaż pani Korman jest nadal na swoim miejscu. Wodoodporny makijaż sprawdził się, dotarliśmy do metra i do domu, wyglądając tak dobrze jak zawsze.
Podsumowując, kolejny udany dzień, w którym z najmniejszych przeciwności udało nam się zrobić to, co najlepsze.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies secundus
Jak powinno się rozpocząć urodziny? Od pysznego śniadania. Jednak zarówno śniadanie Klary jak i wszystkich innych pozostawiały wiele do życzenia.
Mimo to, zmotywowani, w towarzystwie ciepłych promieni słońca wyruszyliśmy do wiecznego miasta.
Po przyjeździe do Rzymu walczyliśmy z tłumem, aby dostać się do słynnej fontanny, któ...
więcej
Dies secundus
Jak powinno się rozpocząć urodziny? Od pysznego śniadania. Jednak zarówno śniadanie Klary jak i wszystkich innych pozostawiały wiele do życzenia.
Mimo to, zmotywowani, w towarzystwie ciepłych promieni słońca wyruszyliśmy do wiecznego miasta.
Po przyjeździe do Rzymu walczyliśmy z tłumem, aby dostać się do słynnej fontanny, którą akurat czyszczono. W pięknej i imponującej atmosferze Alina i Senta otworzyły nasz cykl referatów i przedstawiły nam Rzym jako stolicę świata, a także miasto miłości.
Czas wolny, który nastąpił później, był dla niektórych kosztowną zabawą, ponieważ daliśmy się naciągnąć na opłatę za obsługę w restauracji, chociaż wszyscy właściwie wiedzieliśmy o jej istnieniu.
Mimo to jako nieco ubożsi ucnziowie udaliśmy się na imponującą wycieczkę autokarem po mieście, ze słońcem bijącym nas z góry i wiatrem rozwiewającym nasze okulary przeciwsłoneczne.
Po nacieszeniu się niemal wszystkimi zabytkami, udaliśmy się pod wieczór na Stadio Olimpico.
Ubrani w letnie ubrania, byliśmy zaskoczeni chłodem, który unosił się wieczorem w powietrzu nad Rzymem.
Pomimo przepełnionych autobusów i pociągów metra, gdzie pan Köhring, Maja i ja po prostu nie zmieściliśmy się i musieliśmy dojechać nieco później do grupy, udało nam się po długim, pełnym wrażeń dniu jeszcze dotrzeć do restauracji , gdzie na szczęście wszyscy znaleźliśmy miejsce.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies primus
Po nieprzespanej nocy, wypełnionej niecierpliwym oczekiwaniem na podróż do Rzymu, wszyscy spotkaliśmy się na dworcu w Görlitz o godzinie 5.00 rano i wkrótce potem wsiedliśmy do naszego pociągu do Drezna. Po półtoragodzinnej podróży i krótkiej przesiadce byliśmy już w naszym pociągu ekspresowym do Pragi. Ten odcinek podr&oa...
więcej
Dies primus
Po nieprzespanej nocy, wypełnionej niecierpliwym oczekiwaniem na podróż do Rzymu, wszyscy spotkaliśmy się na dworcu w Görlitz o godzinie 5.00 rano i wkrótce potem wsiedliśmy do naszego pociągu do Drezna. Po półtoragodzinnej podróży i krótkiej przesiadce byliśmy już w naszym pociągu ekspresowym do Pragi. Ten odcinek podróży oferował piękne widoki na krajobraz i ostatni raz przed naszym lotem mogliśmy podziwiać środkowoeuropejską roślinność.
Przybywszy na lotnisko, otrzymaliśmy jednak złą wiadomość: nasza grupa nie będzie mogła kibicować podczas meczu AS Rome z powodu przesunięcia lotu o dwie godziny. Przerażenie i rozczarowanie było widoczne w oczach wszystkich. Jednak po upływie czasu na lotnisku, wejściu na pokład naszego samolotu i zajęciu miejsc, okazało się, że pech nas nie opuszcza: nasz lot musiał poczekać jeszcze godzinę z powodu strajku włoskiego lotniska. I tak siedzieliśmy w tym samolocie, otoczeni głośno rozmawiającymi włoskimi nastolatkami, z których jednemu czy dwóm z pewnością przydałby się prysznic. Powietrze stawało się coraz gorsze i cieplejsze, a klimat wnętrza zamienił się w klimat lasu tropikalnego. Po jakimś czasie pozwolono nam w końcu wystartować i powoli oczekiwanie na Rzym zaczęło powracać.
Wylądowaliśmy przy najlepszej pogodzie i pojechaliśmy pociągiem do centrum miasta. Ale nawet pogoda szybko nas zawiodła. Wyszliśmy z dworca i natychmiast zostaliśmy zalani deszczem. Z trudem dotarliśmy do najbliższej stacji metra, kupiliśmy nasze tygodniowe bilety i udaliśmy się do naszego miejsca zakwaterowania. Po pewnym czasie i zamieszaniu związanym z rozkładem jazdy, w końcu dotarliśmy do celu. Musieliśmy tylko przejść przez most, który w lokalnych kręgach znany był chyba jako śmietnik i był raczej złowieszczy.
Bungalowy, które na nas czekały, były bardzo komfortowo wyposażone i oferowały nam niezbędny odpoczynek na nadchodzącą noc. A przede wszystkim: prysznic.