Wymiana niemiecko-włoska w ramach programu Erasmus+
Niedziela, 03.11.2024
Pierwszy dzień - Witamy w Görlitz!
Wreszcie nadszedł dzień, na który wszyscy czekaliśmy tak długo - rozpoczęcie naszego włosko-niemieckiego projektu wymiany! Nasi włoscy goście przybyli do Kaisertrutz w Görlitz punktualnie o 11.30, a przywitanie było bardzo ciepłe. Po długiej podró...
więcej
Niedziela, 03.11.2024
Pierwszy dzień - Witamy w Görlitz!
Wreszcie nadszedł dzień, na który wszyscy czekaliśmy tak długo - rozpoczęcie naszego włosko-niemieckiego projektu wymiany! Nasi włoscy goście przybyli do Kaisertrutz w Görlitz punktualnie o 11.30, a przywitanie było bardzo ciepłe. Po długiej podróży z Włoch wyglądali na nieco zmęczonych, ale także pełnych oczekiwania na nadchodzące dni.
Po powitaniu wszyscy uczniowie i goszczące ich rodziny udali się do domu, gdzie najpierw zjedli mały poczęstunek. Nie zabrakło typowych niemieckich dań - od sznycla z ziemniakami po kiełbasę z jajecznicą i kiszoną kapustą. Dla wielu Włochów było to ekscytujące doświadczenie kulinarne, a w domu prosili nawet o dokładkę. Dobry znak, prawda?
Po południu zaplanowano wspólny piknik w parku miejskim. Każdy przyniósł coś ze sobą, od ciast po ciasteczka, i szybko powstał kolorowy bufet. Na szczęście pogoda dopisała i miło spędziliśmy czas na świeżym powietrzu. Jedyną rzeczą, która osłabiła nasze nastroje, było to, że niektórzy z nas mieli w poniedziałek pracę klasową z matematyki, więc niestety musieliśmy się trochę pouczyć w międzyczasie. Włosi dobrze się bawili i próbowali nauczyć się kilku niemieckich słów.
Po pikniku wybraliśmy się na kręgle do centrum miasta. To była prawdziwa atrakcja dnia! Wielu z nas nie grało w kręgle od dłuższego czasu i było dużo śmiechu - zwłaszcza, gdy niektórzy z nas ponownie wybili kulę poza granice. Ale ostatecznie liczyły się wspólne chwile i zabawne zdjęcia, które zrobiliśmy. Jeden lub dwa strike'i wywołały głośne okrzyki.
Na zakończenie dnia pokazaliśmy naszym gościom trochę więcej naszego miasta. Włosi byli pod wrażeniem Görlitz z jego historycznymi budynkami i wyjątkową atmosferą. Zrobili zdjęcia i zadali kilka pytań - co przypomniało nam, jak wyjątkowe jest nasze rodzinne miasto.
Pod wieczór wszyscy wróciliśmy do naszych rodzin. Tam zjedliśmy przekąskę, a następnie nadszedł czas, aby przygotować się na następny dzień. W końcu oprócz ekscytującej wymiany czekała na nas również praca klasowa z matematyki... Nie jest to idealne połączenie, ale hej - odrobina przygody jest koniecznością! Ekscytujący pierwszy dzień dobiegł końca i już nie możemy się doczekać tego, co przyniosą kolejne dni. Wymiana dopiero się rozpoczęła i jesteśmy pewni, że spędzimy niezapomniany tydzień z naszymi przyjaciółmi z Włoch.
Poniedziałek, 04.11.2024
Drugi dzień naszego włosko-niemieckiego projektu wymiany rozpoczął się punktualnie o godzinie 7.45 przed Haus Anne. Pierwszym punktem programu było krótkie zwiedzanie budynków naszej szkoły. Dla Włochów, ale także dla nas, dziewcząt z Görlitz, były to nowe rzeczy do poznania. Jednak najważniejszym punktem wycieczki była wspinaczka na wieżę Augustum. Gdy znaleźliśmy się na szczycie, zostaliśmy pomimo chmur nagrodzeni wyjątkowym widokiem na miasto. Włosi byli zachwyceni, podobnie jak my - w końcu nie codziennie wchodzi się na szczyt wieży.
Aby ponownie rozgrzać nas wszystkich po świeżym porannym powietrzu i odnowić naszego dobrego ducha, zagraliśmy w kilka gier przełamujących lody. Było wszystko, od zabawnych pytań po małe zabawy, i wszyscy szybko odzyskaliśmy dobry nastrój. Dla niemieckich uczniów nadszedł czas na przerażającą pracę klasową z matematyki - nie był to ich ulubiony moment tego dnia! Podczas gdy my pociliśmy się nad liczbami i wzorami na egzaminie, włoscy goście mieli okazję posmakować lekcji niemieckiego. Czekały na nich prawdziwe niemieckie specjały, a oni nawet odegrali małe przedstawienie.
Po lekcjach i nieudanej pracy klasowej z matematyki wszyscy razem udaliśmy się do kościoła św. Mikołaja i na cmentarz św. Mikołaja. Ponieważ kościół jest często zamknięty, zajrzenie do środka było bardzo interesujące. Następnie przeczytaliśmy kilka jesiennych wierszy w języku niemieckim, po czym zmarznięci wróciliśmy do szkoły. Na zakończenie popołudnia rozegraliśmy kilka rund siatkówki - wszyscy byli bardzo energiczni i zmotywowani!
Każdy spędził wieczór ze swoimi rodzinami goszczącymi i zorganizował go indywidualnie. Niektórzy z nas nauczyli się robić świeży makaron i z entuzjazmem pomagali w kuchni. Inni zakończyli dzień kilkoma rundami UNO. Dzień pełen wrażeń, aby uzyskać pierwsze wrażenia z Görlitz :)
Wtorek, 05.11.2024
Trzeciego dnia z naszymi rzymskimi partnerami z wymiany odwiedziliśmy kilka zabytków w centrum Görlitz. Zaczęliśmy od starego domu towarowego, gdzie spotkaliśmy się krótko przed dziewiątą. Paulina przedstawiła nam go bardziej szczegółowo. Uzupełniła ją pani Stephan, która oprowadziła nas po budynku. Wewnątrz dowiedzieliśmy się o jego wspaniałej przeszłości. Niektórym uczniom trudno było sobie wyobrazić, że ten pozornie opuszczony budynek był kiedyś popularnym miejscem spotkań towarzyskich. Pani Stephan nakreśliła nam również możliwą świetlaną przyszłość domu towarowego. Nie wiadomo jednak, czy zostanie on wkrótce ponownie otwarty i odzyska dawną świetność. Po niecałej godzinie musieliśmy ruszać dalej. Wciąż mieliśmy wiele do zrobienia.
Następnie udaliśmy się do archiwum. Dowiedzieliśmy się tam wiele o jego historii oraz o relacjach między Görlitz a Włochami w przeszłości. Siegfried Hoche, archiwista, który wprowadził nas do archiwum, pokazał nam nawet stary dokument papieski, który został wysłany do Görlitz z Watykanu. Z pewnością moglibyśmy spędzić tam o wiele więcej dni, ale chcieliśmy pokazać naszym gościom także inne strony Görlitz.
Tak więc po około godzinie przeszliśmy do wykładu Vincenta na temat znaczenia Görlitz jako miejsca filmowego, znanego również jako "Görliwood". Niektóre z filmów, w których Görlitz zostało wykorzystane jako miejsce akcji, takie jak "Goethe!", były również znane naszym rzymskim gościom. Wielu z nich było zaskoczonych faktem, że w Görlitz nakręcono ponad 120 filmów.
Następnie Conny opowiedziała o kościele św. Piotra, który następnie dokładnie obejrzeliśmy. Szczególne wrażenie zrobiły na nas imponujące organy słoneczne. Po kościele św. Piotra mieliśmy przerwę na obiad i delektowaliśmy się "bratwurstem" z prawdziwą musztardą z Görlitz. Wzmocnieni udaliśmy się do Grobu Pańskiego, gdzie Julie wygłosiła nam krótką prelekcję.
Potem zwiedzaliśmy okolicę w małych grupach i cieszyliśmy się ciepłym słońcem w ten zimny listopadowy dzień oraz widokiem na miasto z Góry Oliwnej. Po zwiedzeniu Grobu Pańskiego udaliśmy się do Kaisertrutz z wykładem Saschy, a na zakończenie naszej wycieczki po mieście poszliśmy do synagogi przy Otto Müller Straße.
Po powrocie do ciepłej szkoły obejrzeliśmy film "Grand Budapest Hotel", który został nakręcony między innymi w Görlitz. Rozpoznaliśmy sporo miejsc. Rzymscy uczniowie poznali Görlitz znacznie lepiej. Po filmie oficjalna część dnia dobiegła końca i podzieliliśmy się na małe grupy. Była jedna grupa, w której Włosi gotowali dla Niemców i inna, która poszła razem do McDonald's, aby poznać różnice między tymi dwoma krajami. Na koniec wszyscy poszli spać z wieloma wrażeniami z Görlitz. Tak zakończył się trzeci dzień naszego projektu Erasmus+ w Görlitz.
Środa, 06.11.2024
Dzisiaj był czwarty dzień z naszymi włoskimi gośćmi i mieliśmy szczęście spędzić razem wspaniały jesienny dzień. Spotkaliśmy się na stacji kolejowej tuż przed dziewiątą, aby rozpocząć naszą podróż do Hagenwerder. Po dotarciu na miejsce wyruszyliśmy na malowniczy spacer przez kolorowy krajobraz, który zaprowadził nas prosto do imponującej koparki.
Po krótkim instruktażu bezpieczeństwa wszyscy otrzymaliśmy jaskrawożółte kaski i ruszyliśmy! Na koparce otrzymaliśmy fascynujący wgląd w niegdyś żmudny dzień pracy i wydobycie węgla w Görlitz. Byliśmy szczególnie zdumieni faktem, że cały Trabant mógł zmieścić się w łopacie największej używanej tutaj koparki - co było dla nas prawdziwym zaskoczeniem!
Nasza odkrywcza podróż zaprowadziła nas następnie nad jezioro Berzdorf. W porcie wysłuchaliśmy trzech ekscytujących prezentacji - o jeziorze, Landeskrone i tradycyjnym browarze Landskron. Następnie udaliśmy się z powrotem na dworzec kolejowy i z niecierpliwością czekaliśmy na pociąg do Görlitz, gdzie mieliśmy okazję rozkoszować się kulinarnymi przysmakami podczas przerwy obiadowej. Grupa podzieliła się: Podczas gdy jedna połowa odwiedziła "Kochwerk" i ucztowała na pysznym, wegańskim jedzeniu, pozostali udali się do "Doris", małego food trucka przy Dicken Turm, gdzie zjedliśmy obfite bratwursty, chrupiące frytki i pikantne klopsiki.
Ożywieni i pełni energii udaliśmy się do szkoły życia pani Gelke. Tam czekały na nas kreatywne godziny pieczenia ciasteczek i robienia gwiazd Froebla. Ale to nie był koniec naszej przygody! Pojechaliśmy autobusem do Königshain, gdzie czekała nas krótka wędrówka na Hochstein. Po dotarciu na szczyt zostaliśmy ciepło przywitani wyborem świeżych przekąsek - w tym chrupiących warzyw i smacznych past. Usiedliśmy wygodnie wokół ogniska, upiekliśmy trochę ciasta na patyku i cieszyliśmy się przytulnym ciepłem ognia.
Pod koniec tego pełnego wrażeń dnia nasi rodzice w końcu nas odebrali. To był dzień pełen niezapomnianych chwil i nowych wrażeń - prawdziwy jesienny sen, który przeżyliśmy razem!
Czwartek, 07.11.2024
W czwartek nasz przedostatni dzień rozpoczęliśmy od spotkania na dworcu kolejowym, pełni oczekiwania na naszą wspólną przygodę w Dreźnie. Dotarliśmy do Drezna-Neustadt bez żadnych incydentów i udaliśmy się prosto do słynnych Tarasów Brühla. To był początek naszej najważniejszej atrakcji dnia: ekscytującego rajdu miejskiego.
Rajd był nie lada wyzwaniem nie tylko dla naszej orientacji, ale także dla kreatywności i umiejętności komunikacyjnych włoskich gości, którzy pilnie ćwiczyli swój niemiecki. Punktem kulminacyjnym było to, że każdy z nas otrzymał na starcie jabłko i jajko, aby w ciągu dwóch godzin zamienić je jak najdalej.
Po rajdzie zafundowaliśmy sobie mały poczęstunek, a następnie zabraliśmy naszych gości na wycieczkę krajoznawczą poza znane ścieżki starego miasta. Dało im to kompleksowe wrażenie wielowymiarowego uroku Drezna, od ukrytych uliczek po tętniące życiem place pełne historii i życia.
Jednak nasza ekscytująca wycieczka około godziny 16:00 dobiegła końca. Wsiedliśmy do pociągu powrotnego, pełni nowych wrażeń.
Piątek, 08.11.2024
W piątek, ostatni dzień wymiany, nadszedł czas pożegnania. Rano wszystkie pary stworzyły podcast o wybranym obiekcie lub miejscu i wspólnie obejrzeliśmy wszystkie produkty. Oczywiście przeanalizowaliśmy rajd miejski z poprzedniego dnia w Dreźnie i ogłoszono zwycięską drużynę.
Poszliśmy razem na lunch do wegańskiej restauracji, ponieważ chcieliśmy spędzić jak najwięcej czasu razem. Późniejsze godziny mogliśmy spędzić indywidualnie. Zostaliśmy jednak wszyscy razem i spacerowaliśmy po mieście oraz chodziliśmy po sklepach. Wykorzystaliśmy ten czas jak najlepiej i dobrze się bawiliśmy jako grupa, zanim nadszedł czas pożegnania. O 16:00 odebraliśmy walizki włoskich uczniów ze szkoły i udaliśmy się do Kaisertrutz, gdzie krótko czekaliśmy na autobus. Bagaże zostały szybko załadowane i pożegnaliśmy się z wieloma łzami i emocjami. Tak więc nie tylko dzień dobiegł końca, ale także wyjątkowe doświadczenie i ekscytująca przygoda.
Paulina Rajewska, Sascha Mertsch, Anna Mörbe, Cornelia Marszal, Julie Wiesner, Aurelie Heidrich, Elina Haymerle, Matteo Rißmann, Linus Blana, Klara Müller, Felicitas Weiß, Vincent Reichel
Projekt finansowany z programu Erasmus+.
Zakupy klasy 6b na targu w Zgorzelcu
W czwartek, 20 września uczniowie klasy 6b wraz z nauczycielką języka polskiego, panią Kamińską-Bojar przeżyli ciekawe i pouczające wyjście na targ do Polski. Uzbrojeni w świeżo nabyte umiejętności językowe, odpowiednią ilość złotówek i dobry humor udali się na polowanie na promocje i wylądowali w samym środku językowej przygody. Już przy pierwszym straganie okaza...
więcej
W czwartek, 20 września uczniowie klasy 6b wraz z nauczycielką języka polskiego, panią Kamińską-Bojar przeżyli ciekawe i pouczające wyjście na targ do Polski. Uzbrojeni w świeżo nabyte umiejętności językowe, odpowiednią ilość złotówek i dobry humor udali się na polowanie na promocje i wylądowali w samym środku językowej przygody. Już przy pierwszym straganie okazało się, że „dzień dobry” zawsze działa. Uprzejmi sprzedawcy byli pozytywnie zaskoczeni, że nasi uczniowie tak dobrze mówią i rozumieją po polsku. Armin, Greta i Rosalie dumnie nieśli ciężkie torby pełne świeżych warzyw i owoców. Hermine i Emmiliana znalazły specjały serowe i odkryły, że 5 zł wystarczy na pyszne pączki. Po godzinie wypełnionej słowami „proszę” i „dziękuję” nastąpił powrót do szkoły. Podsumowując: uczniowie klasy 6b nie tylko wypełnili swoje torby smacznymi produktami, ale też czasami w nieco chaotyczny, ale na pewno ciekawy sposób rozwinęli swoją znajomość języka polskiego.
Tydzień między wybrzeżem a kulturą. Podróż studyjna do Dublina
Poniedziałek
Nasza podróż do Dublina rozpoczęła się o wiele za wcześnie w poniedziałkowy poranek. O godzinie 4:00 28 zaspanych uczennic i uczniów oraz ich nauczyciele podążali do autobusu. Ale zmęczenie zostało przyćmione przez oczekiwanie, ponieważ już za kilka godzin znjadziemy się w samolocie do Dublina i będziemy podziwiać Wyspy Brytyj...
więcej
Poniedziałek
Nasza podróż do Dublina rozpoczęła się o wiele za wcześnie w poniedziałkowy poranek. O godzinie 4:00 28 zaspanych uczennic i uczniów oraz ich nauczyciele podążali do autobusu. Ale zmęczenie zostało przyćmione przez oczekiwanie, ponieważ już za kilka godzin znjadziemy się w samolocie do Dublina i będziemy podziwiać Wyspy Brytyjskie z góry. Wsiedliśmy więc do autobusu i przespaliśmy się trochę w drodze do Berlina. Gdy dotarliśmy na lotnisko, zostawiliśmy nasze walizki i mieliśmy nadzieję, że koszulka I❤Dublin nie przekroczy limitu wagowego. Po udanej kontroli tożsamości i bezpieczeństwa („kieszenie KOMPLETNIE puste” - cytat z pracownika lotniska), w końcu mieliśmy wyruszyć w ostatni etap naszej podróży. Przez okno widzieliśmy już zielony samolot z koniczyną, który miał nas zabrać do Irlandii. Po krótkim, bezproblemowym locie byliśmy już na miejscu, nie zgubiliśmy żadnego bagażu i przywitał nas... deszcz.
Ale nie ma problemu, musieliśmy się tego spodziewać. Przenieśliśmy się więc do naszych pokoi w labiryntowym hostelu Abbey Court i wyruszyliśmy na naszą pierwszą wycieczkę po mieście - z kurtkami przeciwdeszczowymi w bagażu. Ale nie potrzebowaliśmy ich więcej, ponieważ zaświeciło słońce . Cóż, taka jest irlandzka pogoda.
Każdy spędził pierwszy dzień inaczej: niektórzy poszli zobaczyć słynny Temple Bar (oczywiście tylko z zewnątrz...), inni przypadkiem trafili na koncert irlandzkiej muzyki folkowej, a jeszcze inni po prostu delektowali się pyszną rybą z frytkami. Ale była jedna rzecz, którą zrobiliśmy wszyscy: padliśmy wieczorem wyczerpani do naszych łóżek . Ale dopiero następnego dnia wszystko zaczęło się naprawdę dziać...
Wtorek
Wtorek rozpoczęliśmy od wycieczki do EPIC - Muzeum Irlandzkiej Emigracji i trzeba przyznać, że było to naprawdę niesamowite przeżycie! Gdy tylko weszliśmy do nowoczesnego, interaktywnego muzeum, stało się jasne, że nie oglądamy zakurzonych gablot, ale żywą historię, której możemy doświadczyć z bliska. Z każdym pomieszczeniem, do którego weszliśmy, zagłębialiśmy się w historię irlandzkiej emigracji - historię charakteryzującą się odwagą, cierpieniem i nadzieją. Pomiędzy kolorowymi światłami i niezliczonymi irlandzkimi historiami czuliśmy się, jakbyśmy przez chwilę byli częścią tej podróży. A na dodatek mogliśmy nawet przebrać się w tradycyjne irlandzkie stroje i poćwiczyć kilka kroków stepowania.
Po imponującej wizycie w EPIC udaliśmy się do Zamku Dublińskiego, kolejnego miejsca, które pozwoliło nam zanurzyc się głębiej w irlandzką historię. We wspaniałych komnatach zamku łatwo było sobie wyobrazić, jak kiedyś żyli tu królowie i szlachta - ale także, jak ciężkie było życie Irlandczyków, którzy przez wieki cierpieli pod rządami Brytyjczyków.
Ale po takiej dawce historii rozpaczliwie potrzebowaliśmy odmiany. Udaliśmy się więc prosto na tętniące życiem ulice Dublina, gdzie przespacerowaliśmy się po sklepach i second-handach, w których każdy znalazł coś dla siebie.
Pod koniec dnia byliśmy wyczerpani, ale zadowoleni - a co najlepsze, wciąż mieliśmy wystarczająco dużo energii, aby gotować dla siebie w hostelu. Po naszej uczcie - makaronie z sosem pomidorowym - zakończyliśmy wieczór w przytulnej atmosferze i już nie mogliśmy się doczekać naszej wycieczki w góry Wicklow...
Środa
Trzeci dzień przyniósł kolejną atrakcję: przejażdżkę i wędrówkę po górach Wicklow. Najpierw udaliśmy się do punktu widokowego na południe od Dublina, który oferował fascynującą panoramę miasta i morza. Gdy pojechaliśmy dalej w góry, na początku byliśmy nieco onieśmieleni umiejętnościami kierowcy autobusu do poruszania się po wąskich drogach na stromych zboczach i jednocześnie przerywania swoich opowieści o Irlandii gestykulacją. Niemniej jednak cieszyliśmy się podróżą, z nowymi górami, jeziorami i zapierającymi dech w piersiach widokami otwierającymi się za każdym zakrętem. Szczególnie ekscytująca była wizyta na niemieckim cmentarzu wojskowym w centrum Irlandii.
Przerwę na lunch również spędziliśmy w autobusie, ale tym razem nie jechaliśmy. To byłoby wyzwanie nawet dla naszego kierowcy. Wyciągnął gitarę i harmonijkę ustną i zagrał nam kilka irlandzkich piosenek. Śpiewaliśmy to, co znaliśmy, lub po prostu słuchaliśmy. Po raz kolejny potwierdziło się to, co tak często słyszeliśmy wcześniej: każdy Irlandczyk jest muzykiem!
Potem musieliśmy wyjść i trochę się poruszać, ale było warto! Wycieczkę w góry zakończyło piękne jezioro, nad którym zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie, oraz mały wodospad.
Czwartek
Czwartek rozpoczął się od wizyty w słynnym Trinity College. Starożytna biblioteka była szczególnie imponująca, z niezliczonymi książkami rozciągającymi się od podłogi do sufitu. Przynajmniej tak było w teorii, ale mieliśmy szczęście trafić na okres, w którym wszystkie książki, w tym półki, były całkowicie czyszczone. Fakt ten nie umniejszył jednak piękna uczelni, która szybko stała się dla niektórych wymarzonym uniwersytetem.
Później niektórych ciągnęło z powrotem na wybrzeże, na klify półwyspu Howth. Nasza grupa udała się do National Gallery of Ireland, gdzie zainspirowało nas wiele dzieł sztuki. Niezależnie od tego, czy byli to irlandzcy artyści, czy międzynarodowi mistrzowie, tacy jak Van Gogh i Picasso - różnorodność prezentowanych obrazów była niesamowita, więc każdy znalazł swój ulubiony.
Ale prawdziwą atrakcją dnia i całej wycieczki był bez wątpienia wieczór: Riverdance! Ten pokaz był eksplozją energii, rytmu i pasji. Byliśmy całkowicie urzeczeni od pierwszego stukotu butów i naprawdę musieliśmy się powstrzymywać, by nie wskoczyć na scenę i nie tańczyć razem z tancerzami. Tancerze poruszali się z taką prędkością i precyzją, że od samego patrzenia na nich kręciło nam się w głowie. Było to niezapomniane i wyjątkowe doświadczenie!
Piątek
Ale tak wspaniała podróż musiała dobiec końca. Na szczęście dla nas, ten koniec był trochę opóźniony, ponieważ nasz samolot odlatywał dopiero po południu, co oznaczało ostatni wolny czas w Dublinie! Ponownie każdy spędził go inaczej, być może kupując kilka pamiątek lub ciesząc się po raz ostatni widokiem na Liffey. Ciężko było nam się pożegnać, gdy w końcu wróciliśmy do autobusu ze spakowanymi walizkami. Z zachodem słońca za nami i głowami pełnymi wspomnień odlecieliśmy do domu.
Wilno – miasto kościołów i królów czy spóźnień i kryzysu narodowego?
Wokół nas rozciągające się po horyzont pustynie. Żar południowego słońca rzucał cień na nieliczne kaktusy, których obraz załamywał się w falującym powietrzu. Wykończeni i spragnieni, liczący na uczucie chłodnej bryzy, bez nadziei na odnalezienie źródła pitnej wody. Czy to Dziki Zachód? Nie, to Wilno i całodniowe spacery po mieście z panią przewo...
więcej
Wokół nas rozciągające się po horyzont pustynie. Żar południowego słońca rzucał cień na nieliczne kaktusy, których obraz załamywał się w falującym powietrzu. Wykończeni i spragnieni, liczący na uczucie chłodnej bryzy, bez nadziei na odnalezienie źródła pitnej wody. Czy to Dziki Zachód? Nie, to Wilno i całodniowe spacery po mieście z panią przewodniczką – Grażyną – czerpiącą swoją niezmordowaną energię z litewskiego sera Džiugas, który nie zepsuł się nam nawet podczas kilkunastogodzinnej podróży powrotnej w przegrzanym bagażniku autobusu „Ecolines”. Było równie dużo różnego rodzaju produktów spożywczym z dodatkiem tego sera, co „akcentów” poruszanych przez panią Grażynę, oprowadzającą naszą grupę po wileńskiej starówce – w obu przypadkach być może za dużo i w obu przypadkach słońce nam nie służyło. Za nami bowiem przyszedł z Polski sierpniowy upał, a co za tym idzie, również narzekanie. Na szczęście koniec końców zamiast wody znaleźliśmy coś dużo bardziej orzeźwiającego. Ciemnozłote, gazowane… butelki kwasu chlebowego, oczywiście (Wikipedia: Kvass/Kwas chlebowy: napój klasyfikowany jako bezalkoholowy, mimo niewielkiej zawartości alkoholu). Pani Lach wstrzymała się od komentarza, jako że, cytując, była „jedynie osobą towarzyszącą” (patrz pani Lach, 19.08.2024, dowód rzeczowy zdjęcie poniżej).
Zapraszam na reportaż ze szkolnej wycieczki do Wilna rozszerzonego kursu języka polskiego, sierpień, rok 2024 – czyli dla jednych próba przywrócenia Księstwa Litewskiego, dla drugich walka ze spóźniającymi się taksówkami Bolta i mandaty za parkowanie skuterami, a dla trzecich wyścigi w wybieraniu najlepszego różańca dla babci.
Dzień pierwszy
Należałam do grupy osób, które pomimo przypomnienia o przesunięciu czasu o godzinę do przodu na Litwie, nie omieszkały się trzymać starej, dobrej, polskiej strefy czasowej przy codziennym powrocie na wieczorną zbiórkę. Nie było mowy o odesłaniu nas do Polski, bo Polska była wszędzie, gdzie okiem sięgnąć. Nie tylko dlatego, że nas wszędzie było pełno, ale głównie poprzez wszechobecne polskie tradycje i liczne elementy żywcem wyjęte z jednej z głównych polskich szkolnych lektur – „Dziadów” Adama „Adasia” Mickiewicza. I choć „Adaś” pisał w jednym ze swoich najsłynniejszych utworów „Litwo, ojczyzno moja…”, nie braliśmy udziału w sporze o narodowość autora, bo wiadome jest, że tylko Polak byłby w stanie użyć przepisu na bigos jako środka stylistycznego (Polacy mogą pominąć, Niemcy – róbcie notatki).
Adam Mickiewicz „Pan Tadeusz”
Księga IV „Dyplomatyka i łowy”
W kociołkach bigos grzano – w słowach wydać trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;
Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,
Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.
Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.
Przecież i bez tych przypraw, potrawą nie lada
Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywa
Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;
I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie
Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie,
I powietrze do koła zionie aromatem.
Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem
Zbrojni łyżkami biegną i bodą naczynie,
Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie,
Zniknął, uleciał; tylko w czeluściach saganów,
Wre para, jak w kraterze zagasłych wulkanów.
Swoją drogą, dzięki, ale moja babcia robi lepszy.
Wracając do wycieczki: Głównym elementem dnia był spacer po starówce. Minęliśmy Ostrą Bramę, gdzie modliła się matka Mickiewicza o zdrowie swojego syna (gdyby pomodliła się do polskiej Matki Boskiej Częstochowskiej, to może chciałoby się nam go dzisiaj czytać). Pani Grażyna pokazała nam wiele kawiarni, restauracji, ratusz oraz katedrę wileńską. Po wszystkim udaliśmy się na zasłużony wypoczynek i, ku naszej radości, zrobili to również budowlańcy, hałasujący cały boży dzień przy remoncie za uchylonymi oknami naszych hotelowych pokoi.
Dzień drugi
Prosząc o zmianę klimatu, myśleliśmy raczej o powrocie do nadbałtyckiej temperatury, a nie na przejście ze słonecznej starówki na Cmentarz Na Rossie, tak czy siak – powiało chłodem. Przeszliśmy od majestatycznego grobu, a wręcz pomnika, pod którym pochowano serce marszałka Piłsudskiego u stóp jego matki i wokół patriotycznie przyozdobionych grobów żołnierzy jego armii do przygniecionego ogromnym głazem i obowiązanego grubym, metalowym łańcuchem, opuszczonego grobu Augusta Bécu, czyli domniemanego zdrajcy narodu, zabitego przez piorun kulisty, który wpadł przez otwarte okno jego mieszkania. (Przyznajcie się, który to?). Stwierdziliśmy też, że powiedzenie „O zmarłych należy mówić dobrze albo wcale” nie jest do końca prawdziwe, bo, jak widać, ponad tysiąckilogramowy głaz wyraża więcej niż tysiąc słów.
Już drugiego dnia zgodnie uznaliśmy, że Wilno to jedno z bardziej wielonarodowych, wielokulturowych i wieloreligijnych miast, jakie widzieliśmy, co potwierdziła wielka różowa cerkiew w centrum miasta. W środku, przy ołtarzu, leżały trzy zmumifikowane ciała prawosławnych męczenników, niegdyś powieszonych przez pogan na drzewie, które nadal stało przed wejściem. Jak widać konkurs na to, który z nich się szybciej rozłoży, wciąż trwa. Możliwość ucałowania stóp świętych mężów była akurat wtedy, mam nadzieję, że niestety, nieaktualna. Jeżeli miały miejsce niezadowolone westchnięcia, to zapewne wyparłam je z pamięci.
Do wieczora graliśmy w grę miejską, zwiedzając dalsze zakamarki Wilna. Minęliśmy pomnik Mikiewicza, który, według legendy, przynosi szczęście maturzystom, gdy pogłaskało się rąbek płaszcza lub ucałowało wystającą pietę. Znalazło się tak więc coś dla tych mniej i bardziej obrzydzonych dotykaniem ustami czegokolwiek w miejscu publicznym. Koniec końców każdy z nas miał za sobą minimum dziesięć powtórek któregoś z rytuałów, na wypadek, gdyby Adaś którejś nie zaliczył.
Dzień trzeci
Podróż w rozklekotanym, poradzieckim trolejbusie nie należy do naszych marzeń (Adaś, wygnany niegdyś w głąb Rosji, patrzy z oburzeniem, jak płacimy za bilet), jednak posłużył on jako środek transportu do pięknego kościoła Piotra i Pawła (nie mylić z polskim supermarketem), skąd potem udaliśmy się na Wieżę Gedymina, z której rozciągał się widok na panoramę Wilna. U jej stóp zrobiliśmy sobie zdjęcie – osobno dziewczyny i chłopcy – i gdyby ktoś miał wątpliwości, to tak, każdy na zdjęciu miał 17 lub 18 lat i nie więcej! Pamiętajcie, młodzi ludzie też mogą nie mieć włosów.
Kolejnym punktem na liście zwiedzania była Republika Zarzecza, czyli państwo w państwie, mające swojego prezydenta, swoje znaki, a nawet konstytucję, a następnie Uniwersytet Wileński, który podczas zaborów zamieniono na więzienie (tłumaczenie: dzwonek zadzwonił na lekcje), a na koniec pojechaliśmy na wieżę telewizyjną, z której widok na liczne boiska piłki nożnej wydawał się interesować niektórych bardziej niż historyczne zabytki.
Dzień czwarty
Na mecie czekał autobus, jeżdżący na trasie Troki – Wilno, którego przemiły kierowca poczekał na naszą w pocie czoła biegnącą grupę. Koniec peletonu zamykał pan Marek ze swoją żoną, którzy najprawdopodobniej po prostu chcieli od nas odpocząć lub wreszcie pokazać, jak denerwujące jest spóźnianie się (nie kwestionuję niczyjej formy, bo byłam zaledwie pięć metrów przed nimi). W Trokach przepłynęliśmy się łódką wokół zamku na wyspie, przeszliśmy się po osiedlu Karaimów, czyli plemienia pochodzenia tureckiego, ukochanego przez wielkiego księcia litewskiego – księcia Witolda. W zamian za dobre potraktowanie Karaimi otworzyli Litwinom liczne restauracje, w których po dziś dzień sprzedają pierożki zwane kibinami, mogące konkurować z polskim. Po powrocie mieliśmy, jak zresztą codziennie, czas wolny, o którym pisać nie będę, bo skończę pod głazem jak August Bécu.
Dzień piąty
Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie jedynie wycieczkę do Muzeum Iluzji, w którym najprawdopodobniej zrobiliśmy więcej zdjęć niż przy jakimkolwiek innym zabytku historycznym (przepraszamy panią Grażynę).
Wyjątkowo niespóźnieni (nasi wychowawcy w szoku, ledwo doszli do siebie), szykowaliśmy się późnym wieczorem na odjazd autobusu z Wilna z powrotem do Wrocławia. Temperatura podczas podroży sprawiła, że zaczęliśmy tęsknić za godzinnymi spacerami z panią Grażyną i upałami pierwszych dni. Na szczęście nie ma niczego silniejszego od podirytowanej młodzieży z potrójną ilością adresów mailowych oraz możliwości wystawiania recenzji w Google, i choć ocena linii „Ecolines” spadła z 3.5 na 3.3, to ocena wycieczki pozostała przy 10/10!
Wyjazd studyjny kursu biologii do Krakowa
Poniedziałek, 19 sierpnia 2024 r.
Kursy biologi i historii spotkały się na dworcu kolejowym o 6.30, aby wspólnie rozpocząć podróż do Krakowa. Pierwszy z trzech pociągów odjechał o 6.45, ale opuściliśmy go ponownie po 5 minutach w Zgorzelcu. Po tym nastąpiła około godzinna podróż kolenym pociągiem, podczas której wielu z ...
więcej
Poniedziałek, 19 sierpnia 2024 r.
Kursy biologi i historii spotkały się na dworcu kolejowym o 6.30, aby wspólnie rozpocząć podróż do Krakowa. Pierwszy z trzech pociągów odjechał o 6.45, ale opuściliśmy go ponownie po 5 minutach w Zgorzelcu. Po tym nastąpiła około godzinna podróż kolenym pociągiem, podczas której wielu z nas nadrobiło zaległości w śnie, którego prawdopodobnie nie mieliśmy w nocy. Kiedy dotarliśmy do Legnicy - naszego drugiego przystanku - po raz pierwszy powiedziano nam, że nasz następny pociąg będzie miał 1 godzinę opóźnienia, więc spędziliśmy ten czas na dworcu i w okolicy. Kiedy w końcu znaleźliśmy się w ostatnim pociągu, czekała nas kolejna 4-godzinna podróż. Po przyjeździe do Krakowa zostawiliśmy nasze bagaże i udaliśmy się prosto do podziemnego Muzeum Rynku. Po zwiedzeniu muzeum wróciliśmy na dworzec kolejowy i odebraliśmy nasze bagaże, a następnie pojechaliśmy tramwajem do hotelu.
Po dotarciu do hotelu mieliśmy czas wolny, więc każdy zakończył dzień w inny sposób. Niektórzy udali się na posiłek do restauracji, inni zatrzymali się w McDonald's, aby zakończyć dzień znajomym jedzeniem. Od 22:00 wszyscy musieli być w hotelu, a od 22:30 każdy musiał być w swoim pokoju, aby dobrze się wyspać. Tak więc pierwszy dzień naszej podróży już się skończył, ale następny dzień miał przynieśc wiele nowych doświadczeń.
Wtorek, 20.08.2024
Świeżo wzmocnieni po śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku historycznego centrum Krakowa, gdzie mieliśmy spotkać się z naszą przewodniczką na kilka następnych dni. Dawne mury miejskie ustąpiły miejsca parkowi i tylko jedna z dużych wież strażniczych przed miastem, która jest również herbem Krakowa i punktem orientacyjnym, była świadkiem wielu najazdów na miasto na przestrzeni wieków. Z fortyfikacji wróciliśmy do centrum miasta na duży rynek, gdzie staliśmy już pierwszego dnia i zwiedziliśmy podziemne muzeum. Duży kościół Mariacki, również punkt orientacyjny Krakowa, jest świadkiem najazdów i niszczycielskich pożarów miasta, z którymi wiąże się wiele historii i legend. Na wieży do dziś siedzi jeden strażak. Powyżej podziemnego muzeum znajdują się dawne Sukiennice, których długi korytarz jest obecnie wyłożony sklepami z pamiątkami, a nie tkaninami. Oszczędzona dawna wieża ratuszowa jest świadectwem austriackiego panowania nad południową Polską; główny budynek został zburzony przez Austriaków. Nasza ścieżka zaprowadziła nas dalej w alejki historycznego uniwersytetu, gdzie studiował między innymi Mikołaj Kopernik. Od wieków panuje tam zwyczaj szukania sojuszu z mrocznymi siłami w celu osiągnięcia lepszych wyników na egzaminach. Niektórzy z naszych uczniów natychmiast zastosowali się do tego zwyczaju. Jednak największą atrakcją dnia była z pewnością wizyta we wnętrzach Kościoła Mariackiego. Już sama nawa jest imponująca. Bogactwo parafii jest widoczne w wielu dekoracjach ze złotych liści oraz misternie wykonanych figurach i posągach. Jednak najbardziej imponującym elementem jest z pewnością duży ołtarz z przodu. Ołtarz główny przedstawia historię Matki Boskiej w kilku scenach. Imponujące są nie tylko złote liście i rozmiar, ale także doskonałe przedstawienia i opracowania scen. Ołtarz nie zawsze jest otwarty i mieliśmy szczęście, że mogliśmy oglądać to dzieło sztuki z pierwszych rzędów. Po krótkiej przerwie na lunch w restauracji "Tradycyjne Polskie Smaki", nasza klasa odłączyła się od kursu historii i pojechaliśmy tramwajem w kierunku nowoczesnego kampusu uniwersyteckiego poza miastem. Znajduje się tam kolekcje przyrodnicze z zakresu geologii, mineralogii, chemii, astronomii, paleontologii, biologii... praktycznie wszystko, co można fizycznie odkryć lub zebrać w naturze. Mieliśmy tam dobrą godzinę na rozglądanie się i podziwianie wielu ciekawostek. Po południu byliśmy zdani na siebie i to od nas zależało, czy będziemy wędrować i podziwiać liczne zabytki. Krótko mówiąc: pozwolić Krakowowi działać na nas swoją magią.
Środa, 21.08.2024
W środę zaczęliśmy od śniadania w hotelu, tak jak dzień wcześniej, zanim około 8.45 wyruszyliśmy na kolejną wycieczkę po mieście. Przewodnikiem była ta sama pani, co dzień wcześniej, ale w środę udaliśmy się do dzielnicy żydowskiej. Po odwiedzeniu miejsc, w których kręcono film "Lista Schindlera", dawnego żydowskiego rynku i starych budynków, odwiedziliśmy synagogę. Po tym, jak w synagodze opowiedziano nam wiele o wierze żydowskiej i jej zwyczajach, weszliśmy na należący do niej cmentarz żydowski. Następnie zabrano nas na drugi cmentarz żydowski, który nie był tak bardzo pozostawiony naturze. Zanim udaliśmy się na lunch, wstąpiliśmy do kościoła. Nieco ponad pół godziny zajęło nam dotarcie do Muzeum Fabryka Schindlera, gdzie dowiedzieliśmy się wiele o Krakowie podczas II wojny światowej. Dzięki wielu zdjęciom, filmom i oryginalnym eksponatom mogliśmy lepiej zrozumieć, jak to wtedy wyglądało. Czas wolny rozpoczął się deszczem, który na szczęście powoli ustępował. Wielu z nas poszło na zakupy, zwiedziło miasto indywidualnie i zjadło kolację.
Czwartek, 22.08.2024
Na ten dzień zaplanowana była wizyta w kopalni soli w Wieliczce, jednej z najstarszych i najsłynniejszych kopalni soli na świecie. Zanim wyruszyliśmy, jak co rano zjedliśmy śniadanie w hotelu - tym razem jednak musieliśmy być gotowi pół godziny wcześniej, więc u wielu z nas budziki zadzwoniły już o 6.30. Mniej lub bardziej wypoczęci, udaliśmy się na przystanek tramwajowy od 8.30 i podróżowaliśmy przez kilka minut, zanim przesiedliśmy się do dość pełnego autobusu, który zabrał nas bezpośrednio do Wieliczki. Z przystanku tramwajowego było tylko kilka minut spacerem do kopalni soli. Na placu przed wejściem szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy jedynymi odwiedzającymi - wszędzie były grupy ludzi czekających na wejście z przewodnikiem. Wraz z przewodniczką, która miała nas oprowadzić po kopalni, musieliśmy czekać ponad 45 minut, zanim w końcu dotarliśmy do pozornie niekończących się schodów, które zaprowadziły nas w głąb kopalni. Informacje, które otrzymaliśmy na dole były krótkie, ale bardzo interesujące. Powiedziano nam między innymi, że kopalnia soli ma system tuneli o długości około 300 kilometrów, sięga do głębokości 327 metrów i że kiedyś odwiedził ją nawet Goethe. Na jego cześć jedna komora w kopalni została nazwana jego imieniem. W sumie przeszliśmy około 3,5 kilometra wewnątrz kopalni i odkryliśmy wiele ekscytujących zakątków. Pod koniec wycieczki zjedliśmy razem obiad w dużej sali 300 metrów pod powierzchnią ziemi - to naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Po obiedzie czekała nas przejażdżka bardzo wąską windą, do której musiało wcisnąć się jednocześnie osiem osób. Pomimo naszych początkowych obaw ostatecznie było to zabawne doświadczenie, kiedy wyjechaliśmy nią z powrotem na powierzchnię. Ogólnie rzecz biorąc, ten dzień był pełnym sukcesem i dla wielu z nas najważniejszym punktem naszej podróży studyjnej do Krakowa.
Piątek, 23.08.2024
Podróżowanie jest jak książka, w pewnym momencie dociera się do ostatniego rozdziału, ostatniej strony, ostatniej linijki i wreszcie ostatniego słowa "koniec". W piątek 23 sierpnia, około godziny 7:00 rano, większość z nas rozpoczęła ostatni rozdział podróży studyjnej 2024. Podobnie jak poprzednie rozdziały (dni), rozpoczął się on od śniadania i spotkania wszystkich przed hotelem (tym razem około 8.50). Ostatni rozdział jest zawsze ekscytujący i tak też było w naszym przypadku. Pojechaliśmy tramwajem z całym naszym bagażem na dworzec kolejowy, gdzie go zostawiliśmy. Stamtąd udaliśmy się pieszo do centrum starego miasta, do Muzeum Czartoryskich. Zwiedzaliśmy muzeum z przewodnikiem od 10 rano do 11. Na wystawie znajdowały się szaty i posiadłości dawnych rodzin arystokratycznych, w szczególności księżnej Izabeli, a także oryginalny obraz Leonarda da Vinci przedstawiający Damę z Łasiczką. Po wizycie w muzeum szybko udaliśmy się na dworzec kolejowy, odebraliśmy nasze bagaże, kupiliśmy coś do jedzenia i udaliśmy się na pociąg. Nasz ostatni dzień był pełen akcji i stresu. Pierwszy pociąg z Krakowa do Legnicy był zepsuty, co oznaczało, że byliśmy opóźnieni o godzinę. Do Legnicy dotarliśmy z prawie 100 minutowym opóźnieniem. Nauczyciele wszystko dobrze zorganizowali i potrafili zapanować nad sytuacją. Ostatni odcinek naszej podróży to pociąg ze Zgorzelca do Görlitz. Po około 100-minutowym opóźnieniu dotarliśmy do Görlitz cali i zdrowi. Ostatnie słowo "koniec" lub "szczęśliwy koniec" padło w chwili, gdy dotarliśmy do domu A teraz ta podróż, ta książka, podróż studyjna 2024 dobiegła końca.
Kurs biologii 2025 chciałaby podziękować nauczycielom (pani Tiebel, panu Arltowi i pani Korman) oraz organizatorom za wspaniałą, ekscytującą i edukacyjną ostatnią wycieczkę klasową, a także Fundacji Sanddorf za wsparcie finansowe.
Wyjazd studyjny kursu historii do Krakowa
Poniedziałek
W końcu nadszedł czas na wyjazd studyjny do Krakowa w tygodniu od 19.08.24 do 23.08.24. Wszyscy zaakceptowaliśmy wczesną porę spotkania, 6.30 rano, ponieważ nie mogliśmy się doczekać tego doświadczenia. Wsiedliśmy do pociągu, aby rozpocząć długą podróż. Po przesiadce w Zgorzelcu pojechaliśmy najpierw do Legnicy, gdzie z powodu op&o...
więcej
Poniedziałek
W końcu nadszedł czas na wyjazd studyjny do Krakowa w tygodniu od 19.08.24 do 23.08.24. Wszyscy zaakceptowaliśmy wczesną porę spotkania, 6.30 rano, ponieważ nie mogliśmy się doczekać tego doświadczenia. Wsiedliśmy do pociągu, aby rozpocząć długą podróż. Po przesiadce w Zgorzelcu pojechaliśmy najpierw do Legnicy, gdzie z powodu opóźnień musieliśmy czekać godzinę na pociąg do Krakowa. Kiedy pociąg w końcu przyjechał, mogliśmy rozpocząć ostatni etap naszej podróży.
Około 17:00 dotarliśmy do Krakowa. Po pozostawieniu naszych bagaży na dworcu kolejowym byliśmy gotowi na kolejną podróż, a mianowicie do średniowiecznego Krakowa. Ekscytująca wycieczka po podziemym muzeum, które mogło nam wiele powiedzieć o średniowieczu w Krakowie. Otrzymaliśmy informacje na temat wszystkiego, od jednostek i ciężarów tamtych czasów po życie w ogóle. Następnie pani Korman poprowadziła nas przez piękne stare miasto w kierunku Hotelu Kazimierz III, gdzie mogliśmy cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem po długim dniu.
Wtorek
Rano po śniadaniu rozpoczęliśmy dzień od zwiedzania Krakowa wraz z kursem biologii. Odwiedziliśmy wiele kościołów i Rynek Główny i dowiedzieliśmy się wiele o historii miasta. Po wycieczce udaliśmy się na lunch, a następnie rozdzieliliśmy się i kurs historii kontynuował zwiedzanie zamku na Wawelu.
Odwiedziliśmy między innymi skarbiec, katedrę, wspięliśmy się na wieżę, aby obejrzeć dzwon, i udaliśmy się na dwie inne wystawy, które dały nam wgląd w królewską historię Polski. Po tej wizycie wróciliśmy do hotelu i od tego momentu mieliśmy czas wolny, który każdy mógł zorganizować indywidualnie.
Środa
Trzeci dzień podróży studyjnej do Krakowa ponownie rozpoczął się dla nas wcześnie, ponieważ nasza przewodniczka Ela odebrała nas z hotelu punktualnie o 8.45. Dzisiejszy dzień był bardzo wyjątkowy, ponieważ mogliśmy bliżej przyjrzeć się żydowskiej historii Krakowa, która jest istotną częścią mieszkańców Kazimierza. Najpierw Ela oprowadziła nas po ortodoksyjnej synagodze, która znajdowała się niedaleko naszego hotelu. Następnie zapoznała nas z bardzo znanym kazimierskim rynkiem żydowskim, który zachwyca odwiedzających zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy swoimi różnorodnymi stoiskami kulinarnymi. W drodze na lunch Ela zabrała nas również obok słynnego na całym świecie planu filmowego filmu „Lista Schindlera”, odwiedziła z nami synagogę i pokazała nam dwa cmentarze żydowskie z wielowiekową historią. Po lunchu Ela zaprowadziła nas do ostatniego punktu programu tego dnia - fabryki Oskara Schindlera, gdzie odbyliśmy bardzo interesującą dwugodzinną wycieczkę z przewodnikiem na temat zbrodni narodowych socjalistów w Krakowie i postaci Oskara Schindlera.
Czwartek
W czwartek, 22 sierpnia 2024 r., udaliśmy się do Kopalni Soli w Wieliczce. Najpierw podróżowaliśmy tramwajem, a następnie przesiedliśmy się do autobusu, aby dotrzeć do celu. Pomimo wczesnej pory nastrój w grupie był dobry i byliśmy podekscytowani tym, co nas czekało.
Kopalnia soli w Wieliczce, jedna z najstarszych na świecie, od razu zrobiła na nas wrażenie swoją długą historią i artystycznie zaprojektowanymi podziemnymi wnętrzami. Podczas wycieczki z przewodnikiem mogliśmy zobaczyć różne komory, posągi i kaplice, które w całości wykonane są z soli. Szczególnie zapamiętaliśmy podziemną kaplicę św. Kingi, która była naprawdę imponująca dzięki szczegółowym płaskorzeźbom i żyrandolom wykonanym z kryształów soli.
Po zwiedzaniu mieliśmy wyjątkową okazję zjeść lunch bezpośrednio w kopalni. Zaserwowano nam prosty, ale pyszny posiłek w jednej z podziemnych sal. To doświadczenie jedzenia głęboko pod ziemią w tak historycznym otoczeniu było naprawdę czymś wyjątkowym i z pewnością zapamiętamy je na długo.
Po powrocie do hotelu, do którego podróżowaliśmy autobusem i tramwajem, mieliśmy czas wolny po południu. Wielu z nas wykorzystało ten czas na samodzielne zwiedzanie Krakowa. Popularne było historyczne Stare Miasto z dużym Rynkiem Głównym i Kościołem Mariackim. Niektórzy z nas odwiedzili także żydowską dzielnicę Kazimierz, znaną ze swojej bogatej historii i żywej atmosfery.
Wieczorem zakończyliśmy dzień spacerem po mieście. Po zmroku Kraków pokazał się z zupełnie innej strony: oświetlone budynki i ulice miały niemal magiczną atmosferę. Wawel, zamek z widokiem na Wisłę, był szczególnie imponującym widokiem w nocy. Wielu z nas skorzystało z okazji, aby sfotografować miasto nocą i uchwycić jego wyjątkową atmosferę.
Podsumowując, 22 sierpnia był dniem pełnym nowych wrażeń i doświadczeń. Wizyta w kopalni soli i różnorodność kulturowa Krakowa wywarły na nas niezatarte wrażenie. Mieszanka zaplanowanych działań i czasu wolnego pozwoliła każdemu z nas cieszyć się dniem i poznać Kraków na bardzo różne sposoby.
Piątek
Piątek był ostatnim dniem naszej podróży studyjnej. Ale nie pojechaliśmy prosto do domu. Zanim wróciliśmy pociągiem do Görlitz, odwiedziliśmy Muzeum Czartoryskich. Towarzyszył nam bardzo przyjazny i bardzo zainteresowany historyk sztuki, który przedstawił nam wybrane eksponaty i dzieła. Punktem kulminacyjnym było słynne dzieło „Dama z gronostajem” Leonarda Da Vinci. Ponieważ jest to najcenniejsze dzieło na wystawie, mieliśmy okazję spędzić tam trochę więcej czasu i dowiedzieć się więcej o historii i tle dzieła. To muzeum jest zdecydowanie warte odwiedzenia dla miłośników sztuki i historii. Niestety, mogliśmy spędzić w muzeum tylko godzinę, ponieważ potem musieliśmy złapać nasz pociąg. Po podróży powrotnej wszyscy dotarliśmy cali i zdrowi z powrotem do Görlitz, zyskując kompleksowe wrażenia z pięknego Krakowa i niektórzy z nas z pewnością ponownie tam zawitają.
Dziękujemy Fundacji Sanddorf za wsparcie finansowe.