Zapiekanki w Zgorzelcu
W dniu 11 września 2023 klasa 9 kursu języka polskiego wybrała się na wycieczkę do Food Parku w Zgorzelcu znanego w całym mieście z niesamowicie pysznych zapiekanek. Z naszymi nauczycielami panią Kaminską-Bojar i panem Litke chcieliśmy spróbować tego polskiego specjału. W porze lunchu przygotowani na wyprawę ruszyliśmy drogą Via Regia przez Most Staromiejski do Zgorzelca. ...
więcej
W dniu 11 września 2023 klasa 9 kursu języka polskiego wybrała się na wycieczkę do Food Parku w Zgorzelcu znanego w całym mieście z niesamowicie pysznych zapiekanek. Z naszymi nauczycielami panią Kaminską-Bojar i panem Litke chcieliśmy spróbować tego polskiego specjału. W porze lunchu przygotowani na wyprawę ruszyliśmy drogą Via Regia przez Most Staromiejski do Zgorzelca. Po dotarciu do celu przeciążyliśmy kuchnię swoimi zamówieniami typu „zapiekanka bez zapiekanki” lub „nie sos czosnkowy i nie ketchup” czytanymi z kartki. Do bagietki zapiekanej z serem i wybranymi dodatkami niektórzy zamawiali jeszcze lemoniadę. W końcu usiedliśmy w małych grupach nad słonecznym brzegiem Nysy zajadając się polskim specjałem i dobrze się bawiliśmy. Zapiekanki wszystkim smakowały i nie mielibyśmy nic przeciwko powtórzeniu tego na kolejnych lekcjach języka polskiego.
Wyjazd studyjny kursów języka angielskiego do Dublina
W tym roku my, uczniowie 12 klas, mieliśmy okazję wziąć udział we wspólnej wycieczce. Podczas gdy inne kursy zaawansowane pojechały do Wiednia, Berlina i Warszawy, my, zaawansowani angliści, udaliśmy się do Dublina, aby poczuć smak irlandzkiego powietrza.
Poniedziałek, 04.09.
Zmęczeni, ale podekscytowani, wstaliśmy wcześnie i wyruszyliśmy o 4.00 ran...
więcej
W tym roku my, uczniowie 12 klas, mieliśmy okazję wziąć udział we wspólnej wycieczce. Podczas gdy inne kursy zaawansowane pojechały do Wiednia, Berlina i Warszawy, my, zaawansowani angliści, udaliśmy się do Dublina, aby poczuć smak irlandzkiego powietrza.
Poniedziałek, 04.09.
Zmęczeni, ale podekscytowani, wstaliśmy wcześnie i wyruszyliśmy o 4.00 rano na lotnisko w Berlinie. Wystartowaliśmy z małym opóźnieniem i po przyjemnym locie zostaliśmy odebrani autobusem bezpośrednio na lotnisku w Dublinie. Już tutaj mogliśmy zebrać pierwsze wrażenia, gdy jechaliśmy dalej w głąb miasta i w końcu dotarliśmy do dogodnie położonego hostelu. Dzięki lokalizacji w pobliżu centrum, mogliśmy szybko i łatwo zacząć zwiedzać Dublin.
Wtorek, 05.09.
Pierwszego pełnego dnia wybraliśmy się do EPIC Museum, muzeum opowiadającego o historii emigracji z Irlandii. Fakty i losy zostały opowiedziane w nowoczesny sposób i wszyscy byliśmy zaskoczeni różnorodnością tej wystawy. Następnie rozeszliśmy się w swoje strony: niektórzy odwiedzili statek-muzeum Jeanie Johnston, a później po południu niektórzy wybrali mini-wycieczkę do Howth, inni z kolei wizytę w Trinity College. W tym ostatnim niestety po wejściu do biblioteki zastaliśmy puste półki z książkami, ale nie przeszkadzało nam to i nadal cieszyliśmy się atmosferą uniwersytetu.
Środa, 06.09.
W środę wybraliśmy się na całodniową wycieczkę w góry Wicklow. Po dwóch przystankach na nadmorskich przedmieściach Dublina dotarliśmy do ruin klasztoru Glendalough i starego cmentarza. Spędziliśmy tam trochę czasu i mieliśmy okazję przyjrzeć się bliżej osadzie klasztornej Glendalough. Ale katedra, okrągła wieża i cmentarz nie były jedynymi zabytkami do odwiedzenia. Wisienką na torcie były dwa jeziora w dolinie. Prowadziła do nich ścieżka przez las, która była połączona z osadą klasztorną. Krajobraz Glendalough w górach Wicklow był naprawdę imponujący, ale nadszedł czas, aby wrócić do hostelu. Podróż powrotna nie była jednak nudna. Kierowca autobusu stworzył niezapomniany nastrój, śpiewając irlandzkie piosenki i zachęcając nas do śpiewania niemieckich hitów. W tym muzycznym nastroju dotarliśmy do Dublina.
Czwartek, 07.09.
Dzisiaj również mieliśmy sporo do zrobienia. Po krótkiej wizycie w Ratuszu skierowaliśmy naszą uwagę na Zamek Dubliński. 45-minutowa wycieczka z przewodnikiem zabrała nas w podróż przez historię stolicy Irlandii. Pobyt w kunsztownie udekorowanych komnatach dał niektórym z nas możliwość poczucia się niczym król. Organizację czasu wolnego po wizycie pozostawiono nam. Podczas gdy niektórzy zdecydowali się odwiedzić Kilmainham Gaol, zbudowany w 1792 roku, inni odwiedzili Narodowe Muzeum Irlandii. Niektórzy byli nieco bardziej artystyczni i skończyli w Muzeum Sztuki Dekoracyjnej. Liczba opcji była nieskończona, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W końcu wszyscy spotkaliśmy się ponownie wieczorem przed Gaiety Theatre. Wycieczka zaczęła się tak pięknie, jak pięknie się skończyła. Występ Riverdance całkowicie nas powalił. Przekroczył nasze wszelkie oczekiwania, nawet po koncercie rozmawialiśmy o nim przez długi czas.
Piątek, 08.09.
Trudno było uwierzyć, że podróż skończyła się tak szybko. Autobus na lotnisko odebrał nas o 14:00, do tego czasu mogliśmy sami zorganizować sobie czas. Nie spieszyliśmy się jednak. To była ostatnia szansa na zakup pamiątek i skosztowanie irlandzkich przysmaków w St. Stephen's Green Park. A potem było już: Bye Bye Dublin!
Czas leci. Wciąż pamiętamy wycieczkę klasową do Hainewalde w piątej klasie, ale w międzyczasie dotarliśmy już do dwunastej klasy. Wkrótce każdy z nas pójdzie inną drogą. Dlatego jesteśmy bardzo wdzięczni, że po raz ostatni mieliśmy okazję pojechać razem. Nigdy nie zapomnimy nowej wiedzy, nowych doświadczeń i niezliczonych przygód, a wspomnienie wyjazdu studyjnego do Dublina zawsze będzie wywoływać uśmiech na naszych twarzach.
Wyjazd studyjny kursu 12c do Warszawy
Dzień pierwszy, czyli powitanie ze stolicą
Jeśli ktoś pomyślał, że spędzenie ośmiu godzin w podróży zwiastuje nudny dzień, nic bardziej mylnego. W poniedziałek o godzinie 8 wyjechaliśmy pociągiem z Görlitz w kierunku Wrocławia, gdzie po godzinnej przesiadce wyruszyliśmy w stronę stolicy. O godzinie 16:15 przybyliśmy na stację Warszawa Wschodnia, skąd tr...
więcej
Dzień pierwszy, czyli powitanie ze stolicą
Jeśli ktoś pomyślał, że spędzenie ośmiu godzin w podróży zwiastuje nudny dzień, nic bardziej mylnego. W poniedziałek o godzinie 8 wyjechaliśmy pociągiem z Görlitz w kierunku Wrocławia, gdzie po godzinnej przesiadce wyruszyliśmy w stronę stolicy. O godzinie 16:15 przybyliśmy na stację Warszawa Wschodnia, skąd tramwajem nr. 7 dotarliśmy do miejsca noclegu. Po zakwaterowaniu w hotelu, mieliśmy czas, aby zapoznać się z miastem, więc każdy udał się w stronę odpowiadającą własnym zainteresowaniom. Ci, którzy odwiedzają Warszawę po raz pierwszy udali się obejrzeć słynny Pałac Kultury i Nauki i przejść się po placu Defilad. Kolejna część grupy „zapuściła się” w boczne uliczki w poszukiwaniu księgarni oraz sklepów z drobiazgami. Jeszcze inni poszli testować kulinarne różności Warszawy. Pomimo tak wielu kultowych miejsc do poznania, długość podróży dała we znaki i około 22 wszyscy uderzyliśmy w kimono.
(Julia M., Lena, Ola)
Dzień drugi, czyli śladami Szarych Szeregów
Kolejny dzień w Warszawie przebiegł pod hasłem „Warszawa podczas II wojny światowej”. Spotkaliśmy się z naszą przewodniczką przy Mauzoleum Walki i Męczeństwa na Alei Szucha, gdzie gestapo przetrzymywało i torturowało Polaków. Dzisiaj znajduje się tam Ministerstwo Edukacji.
Później byliśmy w niezniszczonej części więzienia Pawiak, gdzie w nieludzkich warunkach przetrzymywano więźniów.
Warszawiacy bronili się, a ogromny wkład w walkę z okupantem włożyli młodzi ludzie, członkowie Szarych Szeregów, o czym świadczą nie tylko dokumenty historyczne, ale także powieść historyczna Kamienie na szaniecAleksandra Kamińskiego. Podążając szlakiem jej bohaterów, trafiliśmy pod Arsenał, gdzie w czasie II wojny światowej odbyła się słynna akcja odbicia więźniów Pawiaka, między innymi Rudego.
Obrońców Warszawy uwieczniono na pomnikach, np. Pomniku Powstania Warszawskiego i Pomniku Bohaterów Getta, przed którym uklęknął Willy Brandt w roku 1970. Ten trudny, ale bardzo ważny dzień skończyliśmy na cmentarzu Powązki Wojskowe, gdzie przy brzozowych krzyżach mogliśmy złożyć hołd młodym bohaterom.
(Kuba i Tymon)
Wyjazd do Warszawy przybliżył mi historię młodych ludzi podczas II wojny światowej. Ze smutkiem, ale też i wielką dumą, dowiedziałam się o heroizmie młodych ludzi z Szarych Szeregów oraz Powstańców Warszawskich. Choć tematy te były mi znane, wycieczka pozwoliła mi się w nich ponownie zagłębić i uświadomić sobie trudną historię Polski. Umocniło to moje przekonanie, że edukacja młodych ludzi w zakresie historii jest niezbędna, aby ciemna historia XX wieku się nigdy nie powtórzyła.
Julia L.
Dzień trzeci, czyli szlakiem „Lalki” Bolesława Prusa
W środę wyruszyliśmy na wycieczkę "Szlakiem Lalki Bolesława Prusa", pełni entuzjazmu i gotowi odkrywać tajemnice Warszawy w duchu wielkiego pisarza.
Przechodząc przez Stare Miasto, Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat, czuliśmy się jak bohaterowie powieści, gotowi na największe przygody. Niestety, nie spotkaliśmy ani jednej "żywej lalki", ale przynajmniej odnaleźliśmy naszą własną drogę!
Wędrując ulicą Miodową, mieliśmy wrażenie, że jesteśmy głównymi postaciami w skomplikowanej fabule. Ale nie martwcie się, nie zatraciliśmy się jak Wokulski w miłości.
Aleje Ujazdowskie i ulica Krucza przywitały nas nowoczesnością, co sprawiło, że poczuliśmy się jak podróżnicy w czasie. Być może Prus też by tak czuł, gdyby żył w naszych czasach?
W sumie wycieczka "Szlakiem Lalki Prusa" była pełna niespodzianek i niekonwencjonalnych zwrotów akcji. Czy "Lalka" była naprawdę tylko powieścią, czy może to nasza wycieczka stworzyła nowy rozdział w historii literatury?
(Ala)
Dzień czwarty, czyli odkrywanie nowoczesnej Warszawy
Nie ma to jak wybrać się porankiem do Warszawskich Browarów - wtedy, kiedy jeszcze nikogo nie ma i bez przeciskania się przez tłumy można spokojnie obejrzeć ciekawą mieszankę starej i nowej architektury. Dawna wytwórnia piwa została przekształcona w liczne bary i restauracje, stając się centrum spotkań wielu Warszawiaków. Nasz poranny spacer prowadził też pomiędzy wysokimi drapaczami chmur i zaprowadził nas do dawnej Fabryki Norblina. Dzisiaj jest to centrum handlowe, które zachowało wiele elementów z dawnej budowli, jak np. wagony przekształcone w ławki. Następnie wjechaliśmy na trzydzieste piętro Pałacu Kultury i Nauki, skąd widok na całą Warszawę zapierał dech w piersi. Po krótkiej przejażdżce metrem znaleźliśmy się obok Wisły, aby podziwiać wieloletni symbol Warszawy - Syrenkę.
Wizyta w Warszawie dała mi możliwość poznania po krótce życia w wielkim mieście, jego zalet, a także wad. Różnorodność programu wycieczki sprawiła, że dowiedziałam się wiele na temat historii stolicy Polski, a także mogłam przyglądnąć się jej współczesnemu obrazowi.
Lena
Pospacerowaliśmy wzdłuż rzeki i skierowaliśmy się do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Tam zachwycił nas ogród na dachu, tworzący małą oazę spokoju. Po obiedzie w dawnej elektrowni, dzisiaj kolejnym centrum handlowym, udaliśmy się do Centrum Nauki Kopernika, gdzie z wielkim zaciekawieniem odkrywaliśmy tajemnice wszechświata. Po przerwie spotkaliśmy się wieczorem i w eleganckich strojach ruszyliśmy razem do Pałacu Kultury i Nauki, a konkretnie do Teatru 6.Piętro na sztukę pod tytułem "Bóg mordu". Przedstawienie teatralne z dużą ilością humoru i refleksji o życiu zakończyło długi dzień.
(Julia L. i Veronika)
Dzień piąty, czyli powrót do domu
Po zjedzeniu pysznych, usmażonych przez Alę i panią Bilską naleśników w piątkowy poranek wszyscy dopakowaliśmy walizki i o godzinie 9:30 wymeldowaliśmy się z hotelu. Tramwajem nr. 11 pojechaliśmy do Muzeum Polin, czyli Muzeum Historii Żydów Polskich, które znajduje się na terenie byłego getta warszawskiego. Jako ciekawostkę dodamy, że słowo „Polin” oznacza w języku hebrajskim „Polskę” lub „tutaj odpoczniesz”. Stąd też wywodzi się legenda o przybyciu pierwszych do Polski Żydów, którzy uważali kraj Mieszka I. za miejsce spoczynku.
Dzięki wyjazdowi do Warszawy miałam szansę dowiedzieć się wiele o kulturze żydowskiej. Nauczyłam się też rozeznania w dużym mieście i wyjazd przypomniał mi o artyzmie architektury.
Veronika
Po zaczerpnięciu sporej dawki wiedzy udaliśmy się do galerii „Złote tarasy”, gdzie spędziliśmy nasze ostatnie godziny w stolicy. Potem, czekając na spóźniony pociąg, zastanawialiśmy się, czy skrót PKP rozwija się „Polskie Koleje Państwowe”, czy też „Poczekaj, Kiedyś Przyjedzie”
Przed godziną 15 wyjechaliśmy z Warszawy w kierunku Wrocławia, a po krótkiej przesiadce w stronę Görlitz. 7 godzin później byliśmy już na miejscu i zmęczeni popędziliśmy do łóżek.
(Lena i Julia M.)
Pomimo kilku trudności nasza wycieczka była bardzo udania. Udało nam się wynieść z niej wiele interesującej wiedzy i nieznanych wcześniej faktów. Mieliśmy również okazję poznać Warszawę na własną rękę, zwiedzając interesujące nas miejsca w wolnym czasie.
Julia M.
Wycieczka do Warszawy nauczyła mnie, jak różnorodna pod względem kulturowym jest nasza stolica. Dzięki wyjazdowi zrozumiałam, że ślady historii Polski są wszędzie wokół nas i przypominają o tym, co kształtowało nas jako naród. Wyjazd dał mi możliwość poszerzenia swojej wiedzy na wielu płaszczyznach.
Ola
Było świetnie, wspólna wycieczka jest przyczyną, dla której chce wrócić do Warszawy.
Alicja
Dziękujemy Fundacji Sanddorf za dofinansowanie naszego wyjazdu
Wycieczka klasy 10b do Gdańska
Niedziela, 2 lipca
Po tym jak zostaliśmy wyrzuceni z łóżka w niedzielny poranek, daliśmy się się po drobnych narzekaniach przekonać, aby wsiąść do naszego autokaru. Spośród licznych przystanków na stacjach benzynowych, ten przy McDonaldzie był chyba naszym ulubionym. Gdy tylko autobus się zatrzymał, wszyscy wygłodniali uczniowie rzucili się do McDo...
więcej
Niedziela, 2 lipca
Po tym jak zostaliśmy wyrzuceni z łóżka w niedzielny poranek, daliśmy się się po drobnych narzekaniach przekonać, aby wsiąść do naszego autokaru. Spośród licznych przystanków na stacjach benzynowych, ten przy McDonaldzie był chyba naszym ulubionym. Gdy tylko autobus się zatrzymał, wszyscy wygłodniali uczniowie rzucili się do McDonalda. Po 8 godzinach jazdy dotarliśmy w końcu do małego, ale przyjemnego hotelu. Po kolacji niektórzy skusili się na spacer, ale inni woleli zostać w swoich pokojach i rozpakować walizki. Kilka gier karcianych później poszliśmy spać, aby przygotować się na wydarzenia następnego dnia.
Poniedziałek, 3 lipca
Gdybyśmy wiedzieli, że w poniedziałek zrobimy około 25 000 kroków, większość z nas pewnie wolałaby zostać w łóżku. Jednak ten niezwykle ważny fakt został przed nami ukryty, więc nasz poniedziałek rozpoczął się od wycieczki z przewodnikiem po Gdańsku. Tak więc po tym, jak nasza przewodniczka opowiedział nam najważniejsze fakty o mieście, mniej lub bardziej ochoczo zabraliśmy się za rozwiązywanie zadań gier ulicznych. Po ich wykonaniu mieliśmy czas wolny, który większość z nas wykorzystała na wydanie pieniędzy w pobliskim centrum handlowym. Z mniej lub bardziej wypełnionymi portfelami spotkaliśmy się ponownie na wspólnej kolacji w Domu Harcerza.
Na zakończenie dnia poszliśmy na plażę na rześkie, ale wystarczające pół godziny. Następnie wróciliśmy do hotelu i położyliśmy się do łóżek z obolałymi nogami. Jeśli myślicie, że wzięliśmy szybki prysznic i poszliśmy spać, że muszę Was rozczarować. Jak wszyscy wiemy, nasi chłopcy zawsze potrafią zaskoczyć. A kiedy jeden z nich pojawił się następnego ranka z nową fryzurą, naturalnie zastanawialiśmy się, co się dzieje. Niedługo później chłopcy zdradzili nam, że w poniedziałek wieczorem odkryli swą fascynację fryzjerstwem.
Wtorek, 4 lipca
We wtorek naszym tematem dnia był "Gdańsk w czasie II wojny światowej". Naszym pierwszym przystankiem tego dnia było Westerplatte. Nasza przewodniczka powiedział nam, że było to jedno z pierwszych miejsc okupacji Polski podczas II wojny światowej. Po żmudnej wspinaczce, która wymagała od nas wszystkich sił, usiedliśmy na kamiennych schodach, które prowadziły do 23-metrowego pomnika upamiętniającego początek II wojny światowej.
Z góry mieliśmy dobry widok na trawnik nieco niżej, na którym widniał napis "Nigdy więcej wojny". Po tym wzruszającym miejscu pojechaliśmy dalej do Poczty Polskiej. Na placu przed muzeum zobaczyliśmy jeden z czterech pomników. Pozostałe trzy czekały na nas na dziedzińcu. Wszystkie upamiętniają cywilów, którzy bronili Poczty Polskiej podczas II wojny światowej i niestety stracili przy tym życie. Po tych poruszającej wizycie mieliśmy czas wolny, który część z nas wykorzystała na zwiedzanie Muzeum II Wojny Światowej.
Innym zostało trochę za dużo pieniędzy i zabrali je do jednego z pobliskich sklepów. Ale kupowaliśmy nie tylko buty, ubrania i kosmetyki, ale także kolorowanki i długopisy. Z naszymi nowo nabytymi skarbami usiedliśmy na schodach przed centrum handlowym i odkryliśmy w sobie żyłkę artystyczną. Gdy długopisy prawie wyzionęły ducha, a kolorowanka była już dziełem sztuki, spotkaliśmy się na litewskim obiedzie. Kiedy wyjawiliśmy pani Lach i panu Bilskiemu, jak planujemy spędzić wieczór, nie byli zbyt entuzjastycznie nastawieni i starali się nie stracić dobrych manier, co w końcu im się udało.
Więc poszliśmy w swoją stronę i udaliśmy się na gry laserowe. Po tej wieczornej sesji sportowej wróciliśmy do hotelu. Noc minęła spokojnie i wbrew naszym oczekiwaniom, żaden z naszych chłopców nie otrzymał tej nocy nowej fryzury.
Środa, 5 lipca
Środa rozpoczęła się równie relaksująco jak wtorek, więc wyruszyliśmy ochoczo na kolejne zwiedzanie, ale zanim dotarliśmy do miejsca docelowego, przeszliśmy się po Stoczni w ramach przygotowań do wystawy "Drogi do wolności" w Europejskim Centrum Solidarności. Byliśmy zaskoczeni, że stocznia jest w ogóle otwarta dla zwiedzających, ponieważ wciąż się tam pracuje. Wystawa w Muzeum Solidarności śledzi drogę od pierwszych protestów robotniczych (w Stoczni), przez założenie Solidarności (najbardziej udanego, wolnego, niezależnego związku zawodowego w bloku wschodnim w tamtym czasie), po reformy i rewolucję, które doprowadziły do poważnych zmian w Polsce, a ostatecznie do upadku muru berlińskiego i rozpadu byłego bloku wschodniego.
Później cieszyliśmy się na relaksujący dzień na plaży, który jednak nie miał się skończyć tak relaksująco, jak się zaczął. Ale zacznijmy od pozytywnych rzeczy. Tak więc po 20-minutowej jeździe z Muzeum Solidarności do Sopotu, pospieszyliśmy na plażę. Niektórzy z nas po prostu cieszyli się uczuciem piasku pod stopami i wiatrem we włosach, inni byli nawet na tyle odważni, aby popływać w Bałtyku. Po tym, jak nasi chłopcy zakopali jednego z nas po głowę w piasku i w międzyczasie wyglądało na to, że będą musieli zebrać specjalną grupę zadaniową, aby ponownie wyciągnąć go z dziury, moja przyjaciółka i ja wyruszyłyśmy, aby obrabować pobliski sklep ze słodyczami. W sklepie słodycze dosłownie się piętrzyły. Przez chwilę bałem się, że przytyję 5 kilo od samego patrzenia na nie. Ostatecznie opuściłyśmy sklep z przyzwoitym łupem i udałyśmy się na miejsce spotkania.
Do tego momentu wieczór przebiegał całkiem dobrze, ale jak już wspomniano, nie miało tak pozostać. Tak więc w drodze do naszej restauracji zaczęło padać, a kiedy kilka minut później usiedliśmy na naszym miejscu, nawet ci, którzy wcześniej nie pływali, byli przemoczeni. Ale to nie był koniec naszej historii. Zajęliśmy więc miejsca w naszej restauracji. Nieco później podeszła do nas kelnerka, aby poinformować nas, że nasze zamówienie, które zostało złożone już o 15:00, wkrótce będzie gotowe. Zapytała nas również, co chcemy do picia, a gdy nasz wybór padł na wodę, wyjaśniła, że butelka wody o pojemności 0,7l kosztuje 26 zł. Pani Lach i pan Bilski na chwilę zaniemówili, ale nie tracili jeszcze nadziei i po prostu zdecydowali się na tę wodę. Chwilę później kelnerka poinformowała naszych nauczycieli, że będą musieli dopłacić 10%, ponieważ jesteśmy tak dużą grupą. Pani Lach i pan Bilski już wtedy nie byli entuzjastycznie nastawieni, ale z uwagi na panującą wokół pogodę postanowili zostać i poczekać. Czekanie jest tu ważnym słowem, bo dokładnie to robiliśmy. Najpierw 10 minut, potem 20, potem 30, a kiedy po 45 minutach nadal nie było widać jedzenia, pan Bilski zdecydował się podjąć drastyczne kroki. Powiedział kelnerce, że wychodzimy, a ona niemal w panice próbowała nas przekonać, byśmy poczekali jeszcze kilka minut. Pan Bilski nie dał się jednak przekonać, mimo że kapała na niego deszczówka. Wstaliśmy więc i przez kilka minut szliśmy w strugach deszczu z powrotem do naszego autobusu. W końcu wszyscy, nawet pan Bilski, byliśmy kompletnie przemoczeni i zdecydowaliśmy się zamówić pizzę i sałatkę. Dzięki heroicznym wysiłkom Maksa, Dominika, pana Bilskiego i pani Lach, pizza i sałatka zostały nam nawet dostarczone pod drzwi i wieczór był uratowany.
Czwartek, 6 lipca
W dniu naszej podróży powrotnej odwiedziliśmy największy średniowieczny zamek, Malbork, i w tej imponującej budowli zgłębiliśmy historię Zakonu Krzyżackiego w Polsce. Wróciliśmy do domu późnym wieczorem, aby przygotować się na ostatni dzień szkoły.
Była to ekscytująca, pouczająca i pełna wrażeń wycieczka, podczas której mogliśmy spędzić ostatnie piękne dni jako klasa.
Chcielibyśmy podziękować Fundacji Sanddorf za dofinansowanie wycieczki i umożliwienie nam tych wszystkich przeżyć.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies sextus
Nasz dzień wyjazdu rozpoczął się nieco wcześniej niż poprzednie. Po wstaniu z łóżka przyszedł czas na ostatni "prysznic w Rzymie" i ostatnie rzeczy zostały spakowane. Z pełnymi torbami i walizkami opuściliśmy nasz dom ostatnich dni i udaliśmy się do pobliskiego supermarketu, aby zaopatrzyć się w śniadanie i prowiant na podróż. Każdy z nas ...
więcej
Dies sextus
Nasz dzień wyjazdu rozpoczął się nieco wcześniej niż poprzednie. Po wstaniu z łóżka przyszedł czas na ostatni "prysznic w Rzymie" i ostatnie rzeczy zostały spakowane. Z pełnymi torbami i walizkami opuściliśmy nasz dom ostatnich dni i udaliśmy się do pobliskiego supermarketu, aby zaopatrzyć się w śniadanie i prowiant na podróż. Każdy z nas cieszył się, że dziś obejdzie się bez śniadania w miejscu zakwaterowania. Punktualnie o 9:30 stanęliśmy na przystanku z naszymi bagażami i prowiantem i jak zwykle czekaliśmy na nasz autobus. Jak co rano, po raz ostatni pojechaliśmy autobusem linii 247 w kierunku miasta. Po kilku przystankach wysiedliśmy po raz ostatni z przepełnionego autobusu i pojechaliśmy metrem do Termini, czyli dworca głównego.
Na dworcu nadszedł czas, aby pożegnać się nie tylko z Rzymem, ale także z Jonasem, który miał kontynuować swoją podróż do Południowego Tyrolu i tym samym mógł cieszyć się Włochami nieco dłużej niż my. Na lotnisko pojechaliśmy ekspresem Leonardo da Vinci. Po zwykłych czynnościach na lotnisku, czekaliśmy przy bramce na boarding. Ponownie nasz odlot był opóźniony, tym razem na szczęście tylko o 15 minut. Jednak ten czas spedziliśmy dobrze. Podczas gdy Fin skandował w heksametrach godziny odlotów i przylotów, inni delektowali się ostatnim kawałkiem włoskiej pizzy. Resztę czasu oczekiwania zapełnił wykład Finna na temat Ostia antica, czyli rzymskiego portu.
Zauważyliśmy też rzucającego się w oczy nietypowo ubranego i wytatuowanego mężczyznę, który robił sobie zdjęcia z innymi podróżnymi. Ponieważ siedział tuż obok nas, na jego profilu na Instagramie mogliśmy zobaczyć, że musi być znaną włoską osobistością. Niestety, mimo wielu poszukiwań, nie udało nam się dowiedzieć, kim był. Śledztwo w tej sprawie trwa.
Ze wspomnianym 15-minutowym opóźnieniem samolot wystartował i przez małe okienka samolotu widzieliśmy, jak coraz bardziej kurczący się Rzym powoli znika za nami, a morze lśni w tym piękniejszych odcieniach błękitu. Z mieszanymi uczuciami, smutkiem, że nasza wspaniała rzymska podróż powoli dobiega końca, ale z pewnością także z radością z powrotu jechalismy do domu. Z ciepłego, słonecznego Rzymu do zimnej i szarej Pragi.
Przyjechwaszy na lotnisko, bez czekania odebraliśmy nasze bagaże. Już po krótkim czasie pod terminal podjechał nasz autobus. Wszyscy rzucili się w jego kierunku. Wypuściliśmy ludzi i zaraz po nich wsiadł Bennet. Niespodziewanie jednak autobus zamknął drzwi zaraz za Bennetem.... i odjechał. Bennet został sam w pustym autobusie. Patrzyliśmy tylko, jak znika za następnym zakrętem. Bennet wysiadł ponownie na pobliskim przystanku, my wsiedliśmy do następnego autobusu. Mieliśmy tylko nadzieję, że po drodze zgarniemy Benneta, więc pojechaliśmy i za wspomnianym zakrętem była długa droga. Z daleka widzieliśmy, jak Bennet ze swoją wielką walizką szybko pokonuje drogę przed autobusem. Daliśmy kierowcy jasno do zrozumienia, że musi się bezwzględnie zatrzymać, aby Bennet mógł wsiąść. Ten zjechał na prawo i byliśmy znowu w komplecie po tej małej przygodzie. Z autobusu przesiedliśmy się na metro, które dowiozło nas na kolejny dworzec autobusowy.
Tam pierwotnie chcieliśmy wsiąść do FlixBusa do Libereča. W pierwszym FlixBusie było dla nas dokładnie 15 miejsc, ale bardzo, bardzo niemiły kierowca chciał nas zabrać tylko z wcześniej zarezerwowanymi biletami. Kiedy chcieliśmy zamówić bilety online, po prostu odjechał bez nas. Następnie chcieliśmy zarezerwować bilety na następny Flixbus. Przy próbie zakupu zostały wprawdzie pobrane pieniądze, ale nie otrzymaliśmy ani potwierdzenia rezerwacji, ani biletów, więc i tym razem nie mogliśmy jechać. Następnie spróbowaliśmy skorzystać z usług innego przewoźnika, który również nie miał dla nas wystarczającej ilości miejsc. W międzyczasie przestudiowaliśmy wszystkie możliwości wydostania się z miasta i poza autobusem nie znaleźliśmy niczego. Kiedy po łącznie ponad dwóch godzinach czekania spróbowaliśmy dostać się do trzeciego Flixbusa, początkowo otrzymaliśmy odmowę. Nastąpił krótki moment szoku, bo ten autobus był naszą ostatnią szansą na wyjazd z Pragi. Ale potem przyszła zbawienna wiadomość: autobus najwyraźniej miał mimo wszystko wystarczająco dużo wolnych miejsc. Tym razem udało nam się spokojnie kupić bilety u kierowcy. Pojechaliśmy Flixbusem do Liberca. Tam podzieliliśmy grupę na samochody różnych rodziców, którzy zgodzili się nas odebrać.
Dziękujemy Wam drodzy rodzice :)
Tak więc do Görlitz dotarliśmy w końcu z dużym opóźnieniem, ale wciąż zdrowi i weseli, wszyscy w dobrym nastroju i przy podnoszącej na duchu muzyce. I tak oto zakończyliśmy naszą naprawdę wspaniałą podróż do Rzymu, podczas której mogliśmy przeżyć legendarne doświadczenia i cudowne chwile w legendarnej grupie.
Pamiętnik z podróży do Rzymu
Dies quintus
Zaczyna się ostatni pełny dzień, pogoda jest idealna i znów jesteśmy w komplecie. Pełni zapału wyruszyliśmy w kierunku Colloseum i Forum Romanum, aby podziwiać imponujące budowle starożytności.
Potem wypadło na Circus Maximus, gdzie Jonas wygłosił nam jedną z najsłynniejszych mów Cycerona. Niestety doszło do małej konfrontacji z pol...
więcej
Dies quintus
Zaczyna się ostatni pełny dzień, pogoda jest idealna i znów jesteśmy w komplecie. Pełni zapału wyruszyliśmy w kierunku Colloseum i Forum Romanum, aby podziwiać imponujące budowle starożytności.
Potem wypadło na Circus Maximus, gdzie Jonas wygłosił nam jedną z najsłynniejszych mów Cycerona. Niestety doszło do małej konfrontacji z policją, gdyż nie wolno było wchodzić na pomnik, na którym właśnie byliśmy... Chyba nie wiedzą, kim jesteśmy!
Kolejnym naszym celem był port Ostia Antica, gdzie mieliśmy wysłuchać kolejnego wykładu. Jednak zrezygnowaliśmy w penym momencie, ponieważ nie dalibysmy rady czasowo. Wróciliśmy więc do centrum miasta i najpierw coś zjedliśmy. Dzięki temu mogliśmy z nową energią poświęcić się pozostałym prezentacjom Justusa i Mai. Ponieważ niektórych z nas ponownie dopadł głod, udaliśmy się do pobliskiej restauracji. Kiedy jednak jedzenie trafiło na stół, byliśmy gorzko rozczarowani. Pizza była niejadalna, a zamówione steki tak śmierdziały, że niektórzy z nas o mały włos nie zwymiotowali. Logicznie rzecz biorąc, nie nie odważyliśmy się dalej jeść. Po tym szoku kupiliśmy lody, aby doświadczyć Rzymu nocą. Cóż to był za spektakl!!!
Droga powrotna do naszego miejsca zakwaterowania okazała się jednak trudniejsza niż się spodziewaliśmy, ponieważ metro w Rzymie nie kursuje w nocy, ale ostatecznie udało nam się dotrzeć autobusem.
I tak oto ostatni wieczór naszej przygody dobiegł końca.